Zarażają i leczą

Przygotowywałem się przed wejściem na scenę i nagle słyszę skandujących ludzi. To mnie bardzo zaskoczyło na plus i dało mi ogromnego kopa. – To było nasze marzenie i za każdym razem, kiedy sobie pomyślałem, że tam zagraliśmy, stawały mi łzy w oczach. O spełnieniu marzenia na Woodstock’u, planach na przyszłość i czym jest sukces dla muzyka rozmawialiśmy z Patrycjuszem „Nullo” Kochanowskim i Mateuszem „Idzi” Chochołkiem, członkami Nullizmatyki.

Nullizmatyka (od lewej): Bartosz Bednarz (bas), Sławomir „Slime” Jeśko (gramofony), Paweł „Pablo” Sierakowski (gitara), Patrycjusz „Nullo” Kochanowski (wokal, gitara), Krzysztof „Pork” Borkusz (wokal), Mateusz Chochołek (perkusja)  

Widzimy Was zadowolonych to znaczy, że Woodstock udany?

Mateusz „Idzi” Chochołek: Udany, wszystko poszło po naszej myśli. Założenia, które sobie postawiliśmy, cele i oczekiwania, które mieliśmy w stosunku do samych siebie poszły w mocnych 80 procentach, bo wiadomo, że w 100 nigdy nie będzie. Jak na takie emocje uważam, że poszło bardzo dobrze i oceniam to między 4, a 5.

Co najbardziej zaskoczyło – klimat, scena, publiczność? Wiązaliście z tym występem bardzo duże nadzieje.

Patrycjusz „Nullo” Kochanowski: To było nasze marzenie i to jest chyba marzenie każdego muzyka. Kiedy rozmawialiśmy między sobą o Woodstock’u, to każdy z nas mówił „fajnie by było tam zagrać” i udało się.

I to nielicznym.

Nullo: Dokładnie. Pamiętam godzinę przed koncertem. Grały przed nami dwa zespoły i nie było pod sceną za dużo ludzi, około stu osób, kropił deszcz. W głowie tysiąc myśli – co nas czeka. Na piętnaście, dziesięć, pięć minut przed rozpoczęciem widziałem, że na nasz koncert z każdej strony idą tłumy ludzi. Scena Kryszny jest bardzo alternatywną sceną, grają na niej ciekawe zespoły. Ponoć zagranie na tej scenie jest pierwszym krokiem do tego by w przyszłości zagrać koncert na dużej scenie u boku największych.

Idzi: Mnie najbardziej zaskoczyło, jak byłem na backstage’u, przygotowywałem się przed wejściem na scenę i nagle słyszę skandujących ludzi „gdzie jest Nullo”. To mnie bardzo zaskoczyło na plus i porównuję sobie to do gladiatorów, gdzie tłum skanduje imię jednego i gdy ten wychodzi, morale ma podniesione. Dało mi to ogromnego kopa.

Nullo: To są zapalniki. Są ludzie – okej, jest dobrze. Teraz pytanie: są, ale czy chcą nas, czy przyszli dla nas? Słychać, jest potwierdzenie. Te wątpliwości, które odbierają energię nagle znikają. Od tego momentu idziesz jak na ring, musisz, oni są tu dla nas. Dajesz z siebie wszystko.

[Best_Wordpress_Gallery id=”6″ gal_title=”Nullizmatyka – członkowie”]

Śpiewaliście na wielu scenach i dla różnych osób. Nie popełnię faux pas pytając – jeżeli artysta ma marzenia, a dla Was takim było wystąpienie na Woodstock’u, była chwila stresu, takiego prawdziwego i myśl „żebym niczego nie zepsuł, żeby wszystko poszło tak, jak ma być”? Czy podeszliście tak, jak do każdego innego, może mniejszego koncertu i zmienił się tylko klimat i otoczenie?

Idzi: Dla mnie to było właśnie jak walka na ringu, poczułem się takim gladiatorem. W mojej głowie jest jednak też to, że skoro publika chce naszego koncertu, to ja nie mogę tego spieprzyć. Jesteś pewien tego, że masz umiejętności, spędzasz godziny na próbach, ćwiczysz, rozwijasz samego siebie, ale w głowie to siedzi: nie możesz tego spieprzyć. Gdybym ja, jako że jestem perkusistą, coś zepsuł, to posypałoby się wszystko.

Ręka nie zadrgała?

Idzi: Zadrgała, oczywiście. To nie jest tak, że wychodzę i gram. Widzisz ludzi po horyzont, oni cię słyszą, są cały czas z tobą. Widzisz tych, którzy skandują, którzy się bawią, reagują na to, co sobie zamierzyliśmy. Nie chcieliśmy, żeby to był zwykły koncert tylko gra z ludźmi.

Nullo: Idealnie jest gdy wszyscy razem współuczestniczą w koncercie. Kiedy wysyłamy energię ze sceny, a słuchacze oddają nam tę energię. Jeżeli to wychodzi, to znaczy, że iskrzy między nami. Zespół i publika stanowią wtedy jedność – jesteśmy wtedy jak wielka naoliwiona maszyna.

A kiedy patrzyliście ze sceny to byli tam tylko fani, czy przyciągaliście ludzi z ciekawości?

Nullo: Przyciągnęliśmy. To było widać, że ludzie się zatrzymują, bo nasz koncert był ciekawy, było dużo energii, a ludzie do niej lgną.

Czy któryś z Was był na Woodstock’u jako widz?

Idzi: Ja byłem dwa lata wcześniej.

Porównaj więc, Woodstock ze sceny, a Woodstock pod sceną.

Idzi: Ja już kiedyś sobie powiedziałem, że mój pierwszy Woodstock będzie ze sceny, niestety złamałem tę zasadę. Pojechałem tam i trochę żałuję. Nie jestem człowiekiem, który lubi przebywać w tak dużej grupie i w tak dużej ilości bodźców. Idąc tamtędy jest tak dużo wrażeń, że rozpraszają mnie i nie mogę się w tym odnaleźć.

Nullo: Ja byłem rok temu i to był mój pierwszy Woodstock, ale patrzyłem ze sceny. Grałem, to był koncert pożegnalny dla „Siwego” Wojnara (Tomasz „Siwy” Wojnar – lider Defektu Muzgó. Zmarł 12 kwietnia 2018 r. – red.). Tak naprawdę od tego zaczęła się ta droga i przygoda. Próbowaliśmy wcześniej się dostać, ale to jest ciężka przeprawa. Pojawiłem się tam rok temu, poznałem ludzi, a oni zobaczyli, że mają do czynienia z człowiekiem, który jest na czas, jest przygotowany, jest profesjonalistą – a za takiego siebie uważam. Oczywiście sam bez tak dobrych muzyków nie miałbym szans zagrać na Woodstock’owej scenie, bo to jeden z wymogów grania na tym festiwalu, aby grać na żywo, a jeszcze wcześniej trzeba komisji udowodnić, że reprezentujesz wymagany poziom. Więc wysłaliśmy nasze demo. Spodobaliśmy się organizatorom i dostaliśmy świetny czas. Ostatni dzień festiwalu, sobota godz. 19:20. Czuliśmy się wyróżnieni. Za co dziękujemy Pokojowej Wiosce Kryszny.

Jesteście artystami, którzy są wolni, robią to co chcą i co czują. Czy czuliście w tym roku na festiwalu klimat polityki? Zbędny tak naprawdę dla każdej muzyki. Pytam, bo dużo się mówiło o nim w tym kontekście, zanim jeszcze się rozpoczął.

Idzi: Ja czułem to wtedy, kiedy byłem jako widz, ale to było dwa lata wcześniej. Wtedy było bardzo dużo policji, zaczęła się ta mocna obława na Jurka Owsiaka i wtedy to zauważyłem. Teraz tak nie było.

Nullo: Wydaje mi się, że my skupiliśmy się na tym, po co tam przyjechaliśmy – na graniu. To było nasze marzenie i za każdym razem, kiedy sobie pomyślałem, że tam zagraliśmy, stawały mi łzy w oczach. Zagrałem tysiąc koncertów, grałem na wielkich festiwalach z Trzecim Wymiarem. To jednak było coś nowego, innego. Grałem zawsze w formacie DJ-MC (w rapie osoba śpiewająca – red.). Nie ujmując, wydaje mi się, że to jest prostsza forma koncertowa. Tu mamy cały team. Jeżeli jeden z nas ma grypę, albo ma słabszy dzień, myli się, to wiesz – my jesteśmy jak szwajcarski zegarek, w którym jeżeli jedna część się popsuje, to leży całość. Dlatego to jest tak ekscytujące. Po drugie Przystanek Woodstock nie kojarzy mi się tylko z polskim odpowiednikiem, ale przede wszystkim z „tym” Woodstock’iem. Kojarzy mi się z Jimmym Hendrixem, Joe Cockerem, Janis Joplin. Z ludźmi, którzy tam też dostali szansę. Pierwsze Woodstock’i, wychodzi na scenę Hendrix, nikt go prawie nie zna, a ludzie patrzyli i mówili „o, ale freak, co on robi z tą gitarą” (freak – w muzyce osoba o wybitnych zdolnościach i niecodziennym wizerunku artystycznym – red.). I my też tak do tego podeszliśmy, dostaliśmy szansę, zagraliśmy najlepiej jak potrafimy. Ja staram się nie wchodzić w politykę i nie mieszać jej w naszą muzykę.

Czyli na tegoroczny Woodstock przygotowaliście się specjalnie?

Idzi: Takiego koncertu nie zobaczy się nigdzie indziej, choć to nie idzie na marne. Woodstock’owy koncert był wypadkową przemyśleń, wniosków, wcześniejszych koncertów na Dniach Świdnicy czy Dniach Dzierżoniowa, podczas których kombinowaliśmy już z setem (zmixowane piosenki tworzące jeden utwór – red.). Później to oglądaliśmy i analizowaliśmy.

Nullo: Szukaliśmy przede wszystkim dobrych numerów, które sprawdzą się w tym konkretnym miejscu, pod ten klimat. Chcieliśmy zachować rapowy klimat, ale pokazać też, że potrafimy zagrać go w połączeniu z innymi stylami muzycznymi. Taka właśnie jest Nullizmatyka. Nieprzewidywalna.

Mówiłeś w wywiadzie, że Twoim marzeniem jest stworzenie własnego gatunku muzycznego. Czy to już się udało?

Nullo: Myślę, że takiego drugiego zespołu po prostu nie będzie. Nie ma takiego drugiego Mateusza, nie ma drugiego Bartka, Sławka czy Pawła. Co do nowego gatunku. Jest to tak trudne pytanie, że nie nam to oceniać. To ocenią ludzie, którzy przyjdą na nasz koncert, przesłuchają naszą płytę.

Co w takim razie musicie zrobić, aby przyciągać na każdy koncert jeszcze większą publikę? Co musi robić artysta, aby przychodziło jeszcze więcej osób?

Nullo: Musimy robić muzykę.

Idzi: Nie ma złotego środka czy uniwersum na to, aby to osiągnąć. Wydaje mi się, że to wynik szczęścia, osób, które poznajesz. Może być tak, że wyjdę przed blok, spotkam przypadkowego człowieka, który mnie pozna i powie, że ma dla mnie miejsce, w którym mogę zagrać. Zależy też kto to ocenia i co odbieramy jako sukces. Dla mnie jest nim utrzymanie bandu przez 10 lat, przetrwanie trudnych chwil. Zespołu, który będzie się piął do góry i rozwijał. To będzie dla mnie największy sukces. Masa ludzi na koncertach czy sprzedaż wydanych płyt zależy od naszej pracy.

Nullo: My w przypadku Trzeciego Wymiaru mieliśmy wielkie bum, wielki sukces. Później zaczęło to słabnąć i nagle obudziłem się z myślą „o kurde, to się skończyło”. Którego artysty byśmy nie wzięli, to uważam, że każdy ma swój czas. Było Depeche Mode, można powiedzieć, że był czas, gdy wyskakiwali z lodówki. Teraz mają swoją grupę odbiorców, jeżdżą i grają. To są właśnie zespoły, które stworzyły swoją markę jak chociażby polskie Lao Che. Ich gitarzysta dogrywa bas do mojej nowej płyty i rozmawiałem z nim jak wygląda od kuchni muzyczny showbiznes. Mamy bardzo podobne przemyślenia. Robienie muzyki pod to, co dzisiaj jest trendy, to trochę zbrodnia. Jeżeli chce się tworzyć swój styl, to trzeba robić przede wszystkim to, co się czuje. Oczywiście trzeba być świadomym tego, co jest popularne, uczyć się i mądrze to wykorzystywać. Wszystko jest kwestią wyboru czy chcemy chwilowy sukces, czy chcemy być częścią muzycznej kultury.

Mówisz o nowej płycie, jakieś szczegóły?

Nullo: Nie chcę podawać dokładnego terminu, ale w planach mam grudzień. „Zabójcza Królowa”, płyta zrobiona całkowicie z muzyki Queen, posamplowana, bo jestem ich fanem (samplowanie – użycie fragmentu wydanego wcześniej utworu jako elementu nowego – red.).

Idzi: Psychofanem bym powiedział.

Nullo: Tak (śmiech). W sieci są już dwa wideoklipy, „Sky is the limit” i „Zabrałaś mi oddech”. Cała płyta jest inspirowana zespołem Queen, a producentem muzycznym tego krążka jest Tyran.

Wracając do marzeń – Woodstock odhaczony. Co dalej?

Idzi: Właśnie to, co powiedziałem przed chwilą, utrzymać band. Każdego roku po koncercie przybijać piątkę. I non stop się rozwijać. Nie patrzę na muzykę tak, aby dawała mi ona jakieś profity ze strony materialnej. Dla mnie muzyka to droga duchowa.

Nie wiem czy dobrym pytaniem do Ciebie będzie marzenie zagrania koncertu na Stadionie Narodowym, jeżeli mówisz, że w dużych grupach się „dusisz”?

Idzi: Tak nie jest na koncercie. Kiedy grałem na scenie, zupełnie inaczej to odczułem. To było dla mnie przeżycie, wymiana energii z ludźmi. Mam często problemy z kręgosłupem od grania, na próbach nie mogę wysiedzieć, a tam czułem się jakby w ogóle nic mi nie dolegało. Dopiero później rozluźniłem się i dotarło do mnie, że zagrałem ten koncert. W momencie grania nawet nie myślałem o tym, cieszyłem się tak swoim graniem, że to nawet nie jest do opisania. Dajesz tym ludziom coś od siebie, oni dają tobie, znowu ty im i to jest jak perpetuum mobile. To jest coś niesamowitego zwłaszcza, że to, co sobie zaplanowaliśmy wyszło nam.

Kim są Wasi słuchacze? Ci, którzy już byli, czy może dołączają nowi? Na rynku jest kilkanaście, kilkadziesiąt czy kilkaset grup, lepszych lub gorszych. Możliwości dla słuchacza są duże. Co przyciąga do Was?

Nullo: Są tacy, którzy byli, ale są i nowi. Myślę, że jest to wiele składowych. Praca, którą w to włożyliśmy i przeszłość. Od dawna jest pewna grupa fanów, która teraz robi wielkie oczy, bo wychodzę z gitarą, ale to jestem cały czas ja. Na gitarze grałem wcześniej, niż rapowałem. Jestem starym rock’n’rollowcem. Grałem w zespole gdy miałem 11-13 lat, a moi starsi koledzy wzięli mnie do zespołu bo ponoć jeszcze przed mutacją głos miałem podobny do Kurta Cobaina (śmiech). Siwy był wtedy guru, to były lata 90’.

Korzystając z Waszego doświadczenia, gdyby ktoś młody przeczytał ten artykuł i chciałby odnieść taki sukces jak Wy, na co powinien zwrócić uwagę?

Idzi: Na samego siebie. Jeżeli my sami będziemy wiedzieli czego chcemy, będziemy wybierać takie drogi, które będą nas do tego prowadziły. Później, kiedy już będzie się szło tą drogą, nie patrzyć wstecz na to, co nam się nie udało. To jest dla nas najlepszym nauczycielem, tylko trzeba umieć wyciągnąć naukę. I nie załamywać się. Tak naprawdę większość oczekiwań, które na nas ciążą, to oczekiwania innych ludzi. Powinniśmy przejmować się tylko i wyłącznie własnymi oczekiwaniami. Patrzenie w samego siebie to największy trening.

Nullo: Słuchanie samego siebie. Trzeba zadać sobie pytanie, co jest moim celem i dążyć do niego. Jeden powie, że chce mieć pieniądze i będzie do tego szedł. Drugi, i może powiem tu trochę o sobie, będzie chciał odnaleźć siebie samego w muzyce. Zawsze robiłem muzykę, bo to kochałem. Teraz zrozumiałem, że pomagam tym sam sobie i innym ludziom. Dostałem wiele wiadomości, w których ludzie dziękowali mi za to, że słuchanie moich utworów pomogło im wiele razy w trudnych chwilach.

W tym momencie rodzi się tytuł naszego artykułu – artyści lekarze. Po tym, co opowiadacie odnoszę wrażenie, że leczycie.

Idzi: Ja nie wiem czy leczę muzyką, ja raczej zarażam (śmiech).

Nullo: W ogóle muzyka tak działa. Robimy smutną płytę, to ludzie wrażliwi i przeżywający podobne rzeczy przyjdą na nasz koncert.

Scena muzyczna w Waszej grupie to scena z perspektywą czy taka, która się kończy lub wypełniła zespołami?

Idzi: To zależy, jaki grupy społeczne mają nastrój i do czego są przystosowywane. Gust muzyczny kształtują mass media. W Polsce nie ma dobrej edukacji na temat muzyki. Jeżeli puścisz zwykłemu Kowalskiemu jazz, to on go nie zrozumie i nie będzie tego słuchać. Nie będzie wiedzieć, że to jest rozmowa za pomocą instrumentów.

Nullo: Muzyka zawsze najlepiej rozwijała się i dalej rozwija w podziemiu. Molochy, które produkują muzykę i chcą na niej zarabiać, wytwarzają produkty, nie muzykę. Świetnym przykładem jest Milli Vanilli, największe oszustwo w dziejach popu. Koleś, niemiecki muzyk, świetnie śpiewał, był producentem, ale był brzydki i wiedział, że nie zrobi kariery. Wziął dwóch przystojnych chłopaków, nagrał wokale, a oni wystąpili tylko w teledysku. Są dwa rodzaje sukcesu. Jeden to boom, kiedy surfer łapie fale, choć w większości czasu siedzi na plaży. Albo masz cały czas tę falę, bo nad nią pracujesz. Ja nie czekam na żadną i nie chciałbym, żeby nas taka dotknęła. Powinniśmy być świetnymi muzykami. Wolę dziesięciu świadomych słuchaczy, niż tłumów na koncercie. Ludzie na Woodstock’u dokładnie rozumieli to, co chcemy im przekazać naszą muzyką.

A co z artystami, którzy wypraszają ludzi z pierwszego rzędu, bo przyszli w garniturach?

Idzi: Podziały na ubrania czy cokolwiek innego pokazują, że artysta nie jest artystą. Nie jest to dobre i nie chciałbym, żeby ktoś mnie skreślał przez mój wygląd. Wiadomo, że jest jakaś hierarchia, jak wszędzie, ale muzyka ma być ponad tym wszystkim.

Czego Wam życzyć muzycznie?

Idzi: Mi? Syntezatorów (śmiech). Nie wiem, czego możesz mi życzyć. Wolę, aby życzenia były szczere, a nie takie, jakie ja bym chciał. Musisz sobie sam wymyślić.

Nullo: A ja bym nam życzył, abyśmy w tym, co jesteśmy w stanie razem zrobić, znaleźli naturalną motywację. Żebyśmy konsekwentnie zrobili dobrą płytę. Album, z którego będziemy w pełni zadowoleni.

Idzi: Pracujemy już nad nim, w sieci nawet pojawił się ostatnio kawałek „Ludzie piją krew”. Musimy spiąć to w całość. Nasza droga do tego miejsca była przepełniona sytuacjami, które na siebie nachodziły i wykluczały się, przez co mieliśmy spowolnienie. Jednak tak jak mówiłem, wolę taką drogę, czegoś się z tego nauczyć i już tego nie popełnić.

Nullo: Doszliśmy ostatnio do tego, że w muzyce jesteśmy wolni. Wszyscy razem spotykamy się na próbie w czwartki, wiemy gdzie jest nasze miejsce, ale nie wykluczamy siebie z innych projektów. Nikt nikogo na siłę w życiu jeszcze nie zatrzymał. Cenimy wolność… spotykamy się bo chcemy, bo się lubimy i lubimy ze sobą tworzyć.

Idzi: Po prostu kochamy muzykę, a miłość to wolność.

Tego Wam zatem życzymy.

Aktualna nazwa festiwalu to Pol’and’Rock Festival. W artykule celowo używana jest nazwa Woodstock.

Fot.: Nullizmatyka/użyczone

[Best_Wordpress_Gallery id=”9″ gal_title=”Nullizmatyka”]

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *