Śledztwo w sprawie śmierci w kopalni granitu

sad

Prokuratura w Świdnicy prowadzi śledztwo w sprawie wypadku w kopalni granitu w Kostrzy, do jakiego doszło 19 maja.

Prokuratura w Świdnicy prowadzi śledztwo w sprawie wypadku w kopalni granitu w Kostrzy, do jakiego doszło 19 maja.

Dochodzenie zostało wszczęte w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci oraz spowodowania zagrożenia dla zdrowia i życia pracowników na skutek niedopełnienia przepisów bhp.

Póki co nie wiadomo czy przyczyną wypadku było zaniedbanie obowiązków ze strony właściciela, pracowników czy był to nieszczęśliwy wypadek. Trwają czynności śledcze – komentuje Urszula Zawada, prokurator rejonowy ze Świdnicy.

Okoliczności wypadku bada też Urząd Górniczy i Państwowa Inspekcja Pracy.

 

Przypomnijmy:

Do tragicznego wypadku doszło w kopalni granitu Kostrzy (gmina Strzegom). Jeden z pracowników stracił życie. Drugi w stanie ciężkim trafił do szpitala. Życie zawdzięcza bohaterskiej postawie kolegów, którzy nie patrząc na zagrożenie, rzucili się na pomoc.

Do wypadku doszło 19 maja ok. godz. 13.00. W trakcie pracy dwóch mężczyzn zasypała oberwana półka skalna.

Jeden z pracowników trafił do szpitala „Latawiec” w Świdnicy. Okazało się, że ma uszkodzony kręgosłup, dlatego został przetransportowany do szpitala w Wałbrzychu. Drugiemu, 38-letniemu pracownikowi, mimo podjętej akcji ratunkowej, nie udało się przywrócić czynności życiowych – mówi Magdalena Ząbek, rzecznik prasowy policji w Świdnicy. Na miejscu działało 14 zastępów straży pożarnej, 43 strażaków, policjanci, medycy, w tym śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Pierwszego mężczyznę, 52-latka z Wałbrzycha, udało się wydobyć niemal natychmiast.

To zasługa pracowników, którzy przed przybyciem straży pożarnej, widząc, gdzie znajduje się ich kolega, nie patrząc na konsekwencje, narażając własne życie, ruszyli na pomoc. Szybka reakcja z pewnością uratowała życie mężczyzny – ocenia Waldemar Sarlej, oficer prasowy PSP Świdnica.

38-latek ze Środy Śląskiej nie miał tyle szczęścia. Przebywał pod kamieniami i piachem bardzo długo. – Był kłopot z jego lokalizacją. Poszukiwania utrudniał fakt, że mężczyzna znajdował się na głębokości około metra pod materiałem skalnym. Ponadto cały czas istniało bardzo wysokie ryzyko, że kolejna część nawisu skalnego ponownie się obsunie. Musieliśmy ograniczać ilość działających strażaków, bo było tam niewiele miejsca. Wypadek zdarzył się na dużej głębokości, nie dało się wprowadzić ciężkiego sprzętu. W dodatku pracując ręcznie, przy użyciu łopat, musieliśmy co jakiś czas zmieniać opadających z sił ratowników. To była bardzo trudna akcja – mówi Waldemar Sarlej.

Na miejscu czekał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niestety po wydobyciu mężczyzny, lekarze stwierdzili jego zgon.

 

MM

 

{fcomment}

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *