Historia wieży ratuszowej cz. 6

ratusz5

Informacje, jakie posiadamy na temat wieży ratuszowej w XVIII wieku, pochodzą głównie z pamiętników świdniczan. Ich wyjątkowość i bogactwo, jakie niosą, jest wprost nie do przecenienia. Dowiadujemy się między innymi, iż już w 1733 r. zwieńczenie wieży ratuszowej musiało być poddane kolejnej renowacji ze względu na to, iż woda deszczowa dostawała się do wnętrza wieży. Powodem była wadliwa konstrukcja poszycia miedzianego dachu wieży, jaką zastosowano podczas remontu po wielkim pożarze miasta 1716 r. W 1734 r. prace renowacyjne powierzono mistrzowi ciesielskiemu Michaelowi Seegerowi, zaś pokryciem zajęli się dwaj przedstawiciele świdnickiego cechu kotlarzy – Gottfried Weiß i Georg Rüffer. Remont wieży zakończyło uroczyste osadzenie kuli na jej szczycie, którego 31 lipca 1734 r. dokonał czeladnik ciesielski Johann Maisel. Minęły zaledwie cztery lata od tych wydarzeń, a wieżę ratuszową określa się jako „walącą się”, zaś radni miejscy żalą się w 1741 r. pruskiemu komendantowi miasta, iż nie mają pieniędzy „na ratowanie tej dumy samorządności miejskiej”.

 

Informacje, jakie posiadamy na temat wieży ratuszowej w XVIII wieku, pochodzą głównie z pamiętników świdniczan. Ich wyjątkowość i bogactwo, jakie niosą, jest wprost nie do przecenienia.

ratusz5Dowiadujemy się między innymi, iż już w 1733 r. zwieńczenie wieży ratuszowej musiało być poddane kolejnej renowacji ze względu na to, iż woda deszczowa dostawała się do wnętrza wieży. Powodem była wadliwa konstrukcja poszycia miedzianego dachu wieży, jaką zastosowano podczas remontu po wielkim pożarze miasta 1716 r. W 1734 r. prace renowacyjne powierzono mistrzowi ciesielskiemu Michaelowi Seegerowi, zaś pokryciem zajęli się dwaj przedstawiciele świdnickiego cechu kotlarzy – Gottfried Weiß i Georg Rüffer. Remont wieży zakończyło uroczyste osadzenie kuli na jej szczycie, którego 31 lipca 1734 r. dokonał czeladnik ciesielski Johann Maisel. Minęły zaledwie cztery lata od tych wydarzeń, a wieżę ratuszową określa się jako „walącą się”, zaś radni miejscy żalą się w 1741 r. pruskiemu komendantowi miasta, iż nie mają pieniędzy „na ratowanie tej dumy samorządności miejskiej”.

O okolicznościach, w jakich doszło do zniszczeń na wieży, informuje nas „Pamiętnik świdnickiego rzeźbiarza Augusta Gottfrieda Hoffmanna”, który pod datą 21 stycznia 1737 r. zanotował następującą wzmiankę: „nocą około godziny pierwszej miała miejsce tak potężna wichura, jakiej nikt nie przeżył od wielu lat, która zarówno tutaj, jak i we Wrocławiu, jak również w wielu okolicznych wioskach, przysporzyła olbrzymich szkód. Burzyła całe domy, przewalała wiele obór, zabijając stojące tam owce. […] Z wieży ratuszowej oberwała kamienną ozdobę, która mierzyła prawie 6 łokci długości i 1 1/4 łokcia szerokości, która zatrzymała się na umieszczonej obok figurze i następnie została na nowo zamocowana”.

O kolejnej podobnej katastrofie dowiadujemy się z notatki z 30 stycznia 1740 r.: „30 grudnia wiał porywisty wiatr, który uczynił nadzwyczajnych szkód w miastach, wioskach, na polach i na obszarach leśnych. Połączony był z burzą, błyskawicami i gradobiciem. Z wieży ratuszowej oberwał się kamienny element”. Przypuszczać należy, że ogrom zniszczeń był o wiele większy, niźli wynikałoby to z opisu Hoffmanna.

Koniec rządów Habsburgów nad Świdnicą odznaczał się wyraźnym regresem gospodarczym – w tym czasie musiano również (przynajmniej na pewien czas) zrezygnować z regularnej straży przeciwogniowej na wieży. Potwierdzają to kolejne informacje pochodzące już z początków okresu panowania pruskiego nad naszym miastem. W sierpniu 1741 r., gdy istniała obawa, iż miasto zostanie zaatakowane przez Austriaków, pruski pułkownik de la Motte Fouque nakazał: „aby odesłano mu z ratusza wszystkie trzy flagi mieszczańskie, a następnie w strugach silnego deszczu nakazał je zawiesić na wieży ratuszowej oraz na wieży kościoła jezuickiego (obecnej katedry). Wówczas ludzie sądzili, że został już poinformowany o nadciąganiu oddziałów nieprzyjacielskich. Jednakże później dowiedziano się, że pan pułkownik wyjechał z miasta, aby sprawdzić, z jakiej odległości flagi te będą widoczne. Wydano również polecenie panu burmistrzowi, aby nakazał on sporządzić wielkie latarnie, które w porze nocnej można by było zawiesić ponad flagami”.

Ów cytowany tu fragment „Pamiętnika z okresu pierwszej wojny śląskiej” autorstwa świdnickiego lekarza Scholza wyraźnie wskazuje na fakt, iż Prusacy starali się wciągnąć wieżę ratuszową do swoich strategicznych planów związanych z obronnością miasta. Niejako przy okazji dowiadujemy się po raz pierwszy ze źródeł o istnieniu osobnej flagi miejskiej, nazywanej tu „mieszczańską”.

Z informacji o charakterze kronikarskim z okresu poprzedzającego zniszczenie wieży podczas wojny siedmioletniej na uwagę zasługuje następująca wzmianka z cytowanego już „Pamiętnika świdnickiego rzeźbiarza Augusta Gottfrieda Hoffmanna”: „7 lipca od godziny piątej do około godziny ósmej rano miała miejsce straszliwa burza. Najpierw piorun uderzył w stodołę u pana Krebsa przed bramą Dolną i natychmiast ją spalił. Następnie w wieżyczkę u dominikanów, na wieży ratuszowej rozciął drut przy zegarze na dwie części. Pioruny zeszły również po zewnętrznej stronie wieży jezuickiej, zaś u franciszkanów uderzyły w lipę. Wszystkie one nie wyrządziły specjalnych szkód ani pożarów, lecz ich uderzeniom towarzyszyły straszliwe grzmoty. Z wieży ratuszowej widziano 8 pożarów na okolicznych wioskach”. Zatem przyzwyczajeni do porządku Prusacy zadbali na nowo, aby strażnik na wieży odpowiednio pełnił swe obowiązki.

Sobiesław Nowotny

Sobiesław Nowotny

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *