Historia wieży ratuszowej cz. 7

wieza

wieza

Militarne znaczenie wieży ratuszowej w Świdnicy jako wyjątkowego punktu obserwacyjnego dla wojsk pruskich uwydatniło się szczególnie w okresie wojny siedmioletniej (1754- 1763), kiedy to Świdnica była czterokrotnie oblegana i zdobywana. Świdnica była wówczas twierdzą składającą się z dwóch głównych pasów umocnień: Zewnętrznego z kilkoma bastionami i Wewnętrznego, opartego na systemie dawnych murów miejskich, które dostosowane zostały do potrzeb „nowoczesnej” wojny.

 

Militarne znaczenie wieży ratuszowej w Świdnicy jako wyjątkowego punktu obserwacyjnego dla wojsk pruskich uwydatniło się szczególnie w okresie wojny siedmioletniej (1754- 1763), kiedy to Świdnica była czterokrotnie oblegana i zdobywana. Świdnica była wówczas twierdzą składającą się z dwóch głównych pasów umocnień: Zewnętrznego z kilkoma bastionami i Wewnętrznego, opartego na systemie dawnych murów miejskich, które dostosowane zostały do potrzeb „nowoczesnej” wojny.

Wieża ratuszowa stała niejako w samym środku owego systemu, górując nie tylko nad miastem, lecz także nad niezmiernie istotnym ze względów strategicznych przedpolem twierdzy. Obserwator stojący na wieży obejmował wzrokiem rozległy obszar sięgający z jednej strony Masywu Ślęży i Wzgórz Strzegomskich, z drugiej zaś – Gór Sowich i Pogórza Wałbrzyskiego. O odległości, do jakiej docierał wzrok obserwatora, dowiadujemy się z cytowanego już, nieocenionego „Pamiętnika świdnickiego rzeźbiarza Augusta Gottfrieda Hoffmanna”, który pod datą 26 września 1757 r. zanotował następującą informację: „26 września z wież miasta obserwowano jak austriackie regimenty maszerują przez Witoszów w kierunku Burkatowa, zaś przez Wierzbną w stronę Mrowin i Pyszczyna. Książę Karol Lotaryński stał na kwaterze w Roztoce. Zarówno zamek w Książu, jak i Świebodzice, były ponownie zajęte przez Austriaków”. Widzimy zatem, iż w polu widzenia osoby stojącej na wieży ratuszowej w Świdnicy znajdowały się miejscowości oddalone nawet o prawie 20 km od miasta!

wiezaPrzypuszczać należy, iż pruscy obserwatorzy wojskowi wyposażeni byli w sprzęt pozwalający odróżnić im wojska austriackie od ich własnych, czyli lunety. Nieprzyjaciel – w tym wypadku Austriacy – doskonale musieli sobie zdawać sprawę z wyjątkowego znaczenia wieży ratuszowej jako pruskiego punktu obserwacyjnego. Być może wyciągali tu naukę z historii innych obleganych miast; niewykluczone, że sami wykorzystywali tego rodzaju strategię. W przypadku Świdnicy dowodzą tego kolejne zapiski „Pamiętnika świdnickiego rzeźbiarza Augusta Gottfryda Hoffmanna„, pochodzące już z okresu pierwszego oblężenia miasta Świdnicy w 1757 r., które wprawdzie nie dotyczą bezpośrednio wieży ratuszowej, lecz wieży obecnej katedry: „1 listopada rozpoczął się bardzo żywiołowy ostrzał i bombardowanie zarówno z dzieł fortecznych, jak i ze strony nieprzyjaciela. […] Na wieżę jezuicką wpadła przez okno prześwitu 30-funtowa ciężka kula armatnia i uszkodziła hełm wieży przy dzwonie. Przyczyna może leżeć w tym, iż wartownicy obserwowali z wieży obóz wojsk nieprzyjacielskich. Jednego z wartowników kula ta o mało nie zabiła”.

Widzimy zatem, iż wieża ratuszowa nie była jedyną, którą wojska pruskie wykorzystywały za punkt obserwacyjny w naszym mieście. Wydaje się jednak, iż wieża ratuszowa była pod tym względem o wiele ważniejsza. Stanowiło o tym z jednej strony jej usytuowanie w centrum miasta, z drugiej zaś strony mogła być znakomitym celem, na który z łatwością mogli namierzać swe armatnie strzały austriaccy artylerzyści, wywołując tym samym popłoch i zamieszanie wśród ludności cywilnej. Pod datą dzienną 9 i 10 listopada 1757 r. August Gottfried Hoffmann zanotował bowiem: „[…] Nieprzyjaciele strzelali do wieży ratuszowej. Od około południa wiedziano już, iż wszystkie strzały przeznaczone były dla tej wieży. Około godziny siódmej udało się im osadzić kulę zapalającą na najwyższym prześwicie wieży, a ponieważ była ona wykonana z łatwopalnego materiału, który przykleił się dosłownie do obu kolumienek, dlatego też w ciągu paru minut cała wieża stanęła w ogniu i spłonęła w przeciągu godziny. W czasie pożaru nieprzerwanie strzelano bombami i kulami w kierunku miejsca, gdzie widoczny był pożar i dlatego wszystko spłonęło, gdyż nie można było niczego ratować. Wody brakowało, gdyż spłonęły wszystkie domki studzienne, sikawki były niesprawne i w ogóle nie było ludzi do gaszenia ognia, sami oficerowie straży ogniowej bali się o swą skórę. W ten sposób musieliśmy przetrzymać kolejne dwa ciężkie dni, ponieważ zarówno w czwartek, jak i w piątek, prowadzono nieprzerwany ostrzał, szczególnie w piątek, kiedy to bombardowanie i uderzenia kul zapalających stały się nie do wytrzymania, a wszystko to trwało do wieczora, do około godziny jedenastej. Potem nastała cisza, która trwała do około godziny pierwszej, kiedy to nieprzyjaciel rozpoczął natarcie”.

Tym to sposobem chwała i duma Świdnicy, nie po raz pierwszy, i nie po raz ostatni, uległa kolejnemu zniszczeniu. Dopiero w 1765 r., a zatem na dwa lata po zawarciu pokoju kończącego wojnę siedmioletnią można było ponownie przystąpić do odbudowy wieży. Wówczas to, jak wspomina Hoffmann: „11 lipca osadzono kulę i chorągiewkę na wieży ratuszowej. Szerokość tej kuli wynosiła 5/4 [łokcia] ponad balustradą, a mogło się w niej zmieścić 10/4 [korców] owsa”.

Sobiesław Nowotny

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *