Kilka słów pożegnania

Dzień dobry, do widzenia, proszę, wesołych świąt… – to w zasadzie tyle, ile zazwyczaj zamienia się ze swoimi sąsiadami.

Dzień dobry, do widzenia, proszę, wesołych świąt… – to w zasadzie tyle, ile zazwyczaj zamienia się ze swoimi sąsiadami. Czasami gdy zapyta się co słychać, nie wiesz nawet, co odpowiedzieć, bo przecież nie zaczniesz opowiadać – w pracy było ciężko, w domu, przypaliłam kotlety, a ze zdrowiem, to nawet nie tak źle. Powiesz więc – dobrze, wszystko po staremu.

On był jednym, a właściwie jedynym z tych sąsiadów, z którym zawsze zamieniałam więcej niż kilka słów i to z wielką przyjemnością. To on nauczył mnie jeździć – zrobił ze mnie kierowcę – w końcu tym zajmował się zawodowo, ale nie był jak zwykła nawigacja z regulacją głosu… Jemu zależało, żebym opanowała kierownicę, żebym nie bała się wyruszyć na drogę i mocno kibicował przy moim najbardziej stresującym w życiu egzaminie – egzaminie na prawo jazdy. To do niego pierwszego zadzwoniłam, gdy mi się udało go zaliczyć. Pamiętam też, jak popełniałam jakieś błędy podczas nauki, pytał, czy chcę w czapkę. Oczywiście, nie było to groźne, ale jakże mobilizujące i zabawne zarazem. Lubiłam jak droczył się ze mną, że niedługo, jak inne dziewczyny będę też pchała wózeczek. On sam stał się niebawem dumnym dziadkiem. Później spotykałam go co jakiś czas, najczęściej gdy szedł na działkę – tam miał chyba swoją małą oazę spokoju. Nigdy nie przechodził obojętnie.

Właśnie w poniedziałek, kiedy odszedł, inny mój sąsiad zagaił: kierowco! Dokąd jedziesz? ….Zbieg okoliczności, przypadek…. Dzisiaj, kiedy go żegnaliśmy, byłam nawet w tym miejscu, które szczególnie mi się z nim kojarzy – WORD w Wałbrzychu. Zawoziłam tam moją siostrę, miała dziś egzamin na prawo jazdy. Jeszcze bardziej przypomniał mi się cały Pan Józef. [*]

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *