Uratowali polskie mogiły
Wakacje rozpoczęte, czas odpoczynku i zabawy nastał dla większości dzieciaków i młodzieży. Ale nie dla wszystkich! Tak jak w latach poprzednich grupa zapaleńców z Gimnazjum im. Szarych Szeregów w Pszennie wyruszyła na Ukrainę a konkretnie do Nowej Uszycy na Podolu, aby tam pracować na polskim cmentarzu.
2 lipca żegnani przez dyrektora gimnazjum Zbigniewa Janusa, Marię Jaworską – dyrektor Gminnego Zespołu Oświaty, rodziców i przyjaciół ruszyli w daleką drogę, pełni nadziei, planów i ciekawości.
Pierwszym celem wyprawy stał się Lwów. Wolontariusze zobaczyli tu wiele wspaniałych zabytków, ciekawostek i niewątpliwie poczuli wyjątkową atmosferę tego miejsca. Mimo chęci, nie udało nam się zobaczyć wszystkiego. Brak czasu spowodował, że zachwyceni, ale z ogromnym apetytem na więcej, opuszczaliśmy przepiękny Lwów i ruszyliśmy w dalszą drogę do Uszycy.
Kiedy wieczorem 3 lipca dotarliśmy do celu zaskoczyło nas powitanie. Na rogatkach miasteczka, tuż obok cmentarza czekali na nas nasi gospodarze: mieszkańcy Uszycy, z którymi już poznaliśmy się w poprzednich latach, obecny Mer Nowej Uszycy oraz ksiądz Wojtek, który jest tymczasowym proboszczem tutejszej parafii. To powitanie było niezwykle wzruszające. Z jednej strony radość ze spotkania, a z drugiej ogromny smutek, że nie ma już z nami dotychczasowego proboszcza Nowej Uszycy ks. Marka Wójcika, który tak niedawno i nagle odszedł do wiecznego życia.
Ksiądz Marek był naszym przyjacielem. To on sprowadził naszą ekipę do Uszycy cztery lata temu. On polecił naszej opiece tutejszy cmentarz i zainicjował kontakty między nami a tutejszymi Polakami. Wspominamy Go nieustannie i jesteśmy wdzięczni za to, co nam ofiarował, jednocześnie wierzymy, że wciąż będzie nad nami czuwał i spoglądał na nas gdy będziemy kontynuować to co nam powierzył, czyli opiekę nad tutejszym cmentarzem.
Ciekawi co zastaniemy, jak trudne będzie tegoroczne zadanie…, pierwsze kroki skierowaliśmy na cmentarz. To co zobaczyliśmy zaskoczyło nas. Część cmentarza była już wykoszona, pomalowano płot cmentarny. Zauważyliśmy, że zdecydowanie roślinność była słabsza niż w latach wcześniejszych. Tutejsi mieszkańcy przy pomocy lokalnych władz rozpoczęli tegoroczne „porządki”, aby jak mówili ułatwić nam zadanie. Patrzyliśmy na to z radością i satysfakcją, że chyba zaraziliśmy troską o to miejsce jeszcze kilka osób. Na cmentarzu pomodliliśmy się nad mogiłą legionistów oraz przy Dębie katyńskim, który posadził tutaj ks. Marek, a następnie ruszyliśmy na kolację i odpoczynek po dalekiej podróży.
Poniedziałkowy poranek powitał nas deszczem, co jednak nikogo nie zniechęciło. Wszyscy ruszyliśmy na cmentarz a tam poszły w ruch kosy spalinowe, piły, siekiery, sekatory. Zadanie na ten rok: odsłonić pozostałą, zupełnie jeszcze zarośniętą i zapomnianą część cmentarza. Nasz entuzjazm i zapał przegonił chmury i wkrótce wyjrzało słońce, tym bardziej zagrzewając nas do walki. Z każdą kolejną godziną rosły sterty ściętych gałęzi, wyciętych krzaków, wyrwanego zielska, a zaczęły ukazywać się krzyże i tablice ukryte w tej zieleni od dziesięcioleci. Już pierwszego dnia udało się oczyścić całą jedną część cmentarza, tak, że stał się doskonale widoczny od pobliskiej drogi.
Kolejne dni to dalsza walka z nieokiełznaną roślinnością, własnym zmęczeniem i niewyspaniem oraz z dolegliwościami żołądkowymi, niestety część naszej grupy dopadł wirus grypy żołądkowej, jednak żadne przeciwności nie były w stanie nas zatrzymać. Prace szły pełną parą, co dawało radość i satysfakcję oraz jeszcze większą motywację. Nasze siły zostały wzmocnione przez miejscową młodzież. Nastka, Wiktoria, Wladek, Jarek, Sergiej i Igor codziennie pomagali nam w pracach na cmentarzu, dlatego efekty stawały się tak szybko widoczne. To był również czas i możliwość, aby lepiej się poznać, wspólnie pośmiać i polubić. Chyba przypadliśmy sobie wszyscy do gustu, bo każdego dnia po skończonej pracy i posiłku, spotykaliśmy się z naszymi nowymi przyjaciółmi, aby pograć w piłkę i bawić się wspólnie aż do wieczora, do chwili gdy grzecznie szliśmy spać, by rano wcześnie wstać.
Jeszcze jedna osoba wspierała mocno nasze wysiłki na cmentarzu – to ksiądz Wojtek Żółty, który mimo ogromu obowiązków wpadał do nas i szalał z piłą tam, gdzie nasze siekiery nie były w stanie sobie poradzić. Ksiądz postanowił nas też ugościć, więc zaprosił nas do swojej parafii na grilla w Wierzbowcu. Pojechaliśmy tam całą wesołą gromadką wraz z młodzieżą z Uszycy i wszyscy świetnie się bawiliśmy, bo Ksiądz to dusza towarzystwa i człowiek o ogromnym poczuciu humoru, sypiącym dowcipami jak z rękawa. W Wierzbowcu dowiedzieliśmy się również o pobliskim polskim cmentarzu, który również potrzebuje uporządkowania. Dostaliśmy, więc zaproszenie, aby w przyszłości pojechać do pracy do Wierzbowca. Ksiądz Wojtek w swoim kościele pokazał nam jeszcze inne skarby, które skrywa tamtejsza ziemia, m.in. kopię obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej z 1820 roku. Niestety obraz ten jest w złym stanie, a parafian nie stać na jego renowację. Z wielkim zdziwieniem i zachwytem oglądaliśmy świeczniki z polskim orłem w koronie, które cudem przetrwały okres komunizmu.
Czwartek to dzień odpoczynku, ale oczywiście nie błogiego lenistwa. Zaraz po porannej mszy ruszyliśmy na wycieczkę po Podolu. Naszym celem były Chocim i Kamieniec Podolski. Obie twierdze tak ważne dla naszej historii zrobiły ogromne wrażenie i nadal świadczą o dawnej potędze Rzeczpospolitej. Jednak chyba najbardziej podobała nam się katedra w Kamieńcu i wszystkie skarby, które w sobie kryje. Szczególnie minaret z figurą Matki Boskiej zachwyca i zadziwia.
Piątek i sobota to dalsza intensywna praca. Teraz przyszła kolej na czyszczenie nagrobków, odsłanianie napisów, odkopywanie płyt i ustawianie lub prostowanie tego co mogliśmy zrobić własnymi siłami. Nagrobki, które udało się odsłonić, niestety większości przypadków, są mocno zniszczone, ale mają dość dobrze zachowane inskrypcje.
W sobotę po skończonych pracach i obiedzie ruszyliśmy do Jaryszewa koło Mohylewa, aby wykonać tam zdjęcia do dokumentacji. W strugach deszczu oglądaliśmy cmentarzyk, niewielki, ale pięknie położony i z pięknie zachowanymi pomnikami, a na nich polskimi nazwiskami. Szczególne wrażenie zrobiła inskrypcja, która mówiła o 18 letniej dziewczynie, która zmarła na rękach swojego narzeczonego. Wszystkim udzielił się nastrój melancholijny, zadumaliśmy się nad historiami tych, którzy żyli na tej ziemi, a dzisiaj o nich opowiadają już tylko kamienie. Właśnie takie chwile uświadamiają nam jak ważne jest to co robimy i że należy zrobić wszystko, aby ratować to co jeszcze istnieje, zanim czas unicestwi kamień a wraz z nim historię ludzi, ziemi, państwa, naszą historię. W drodze powrotnej wstąpiliśmy jeszcze do Skalnego Monastyru nad Dniestrem. Unikatowe miejsce, z widokami zapierającymi dech. Spotkaliśmy tam niezwykłą postać- mnicha Pawła, który oprowadził nas po tym miejscu, prowadząc na dzwonnicę, pozwolił nam bić w tamtejsze dzwony.
Niedziela była kolejnym dniem, kiedy mogliśmy spotkać się z miejscami z kart sienkiewiczowskiej trylogii i stąpać po śladach Wołodyjowskiego czy Pana Zagłoby. Pojechaliśmy do Chrieptiowa nad Dniestrem. Jest to miejsce, które gdy się zobaczy to od razu pokocha, z żalem odjeżdżaliśmy z dawnej stanicy polskiego rycerstwa.
Wieczorem tym razem my zaprosiliśmy wszystkich naszych znajomych i przyjaciół z Uszycy na grilla. Rozmowom, śmiechom, dowcipom i zabawom nie było końca, dopiero mecz finałowy Euro skupił uwagę wszystkich. Nawet piłka nas łączyła, bo mimo, że grała Francja z Portugalią to i tak wszyscy kibicowali Ukrainie i Polsce ?.
I nadszedł poniedziałek ostatni nasz dzień w Uszycy. Od rana praca na cmentarzu, ostatnie porządki, ostatnie poprawki i dokończenie dokumentacji. Patrzyliśmy na nasze dzieło z dumą. Cmentarz został odsłonięty. Uporządkowaliśmy zarówno najstarszą część jak i tę współczesną. Zapaliliśmy znicze na mogile legionistów oraz Pani Marii Szczepkowskiej, dzięki której pamięć o tym miejscu trafiła do nas gimnazjalistów z Pszenna. Wysiłek, który włożyliśmy przyniósł niewiarygodny efekt. Cmentarz wygląda pięknie i godnie. Patrząc na to co osiągnęliśmy wszyscy byliśmy przekonani, że udział w akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia” to coś, co na zawsze zostanie w naszej pamięci i będzie nieustanną radością i satysfakcją.
Niestety wraz z zakończeniem naszej misji, nadszedł czas pożegnania z naszymi gospodarzami, przyjaciółmi. Podziękowaniom nie było końca, wyrazom sympatii i życzliwości. My dziękowaliśmy, za okazane nam serce, za niezwykłą gościnność i troskę. Dziękowaliśmy za wszystkie pyszne obiady, za opiekę i pomoc w chorobie, za wszystkie dobre słowa i wyrazy sympatii. Otrzymaliśmy zaproszenie na kolejny rok, a my zaprosiliśmy naszych młodych przyjaciół do nas. Żal odjeżdżać, ale czas wracać do domu.
Za rok też będą wakacje, a wtedy, gdy wszyscy ruszą się bawić, my będziemy mogli tu wrócić…