Na zębach straci fortunę

Przez dziesięć lat leczył zęby u zaufanej dentystki. Wydał kilkanaście tysięcy złotych i był pewien, że jest w dobrych rękach. Do czasu, gdy skonfrontował stan swojego uzębienia z innymi lekarzami. Kolejni dentyści z przerażeniem łapali się za głowę. Diagnoza: Zęby trzeba leczyć od nowa, a do poprawienia jest sporo błędów po pracy koleżanki po fachu. Pacjent został z problemem, kolejnymi wydatkami rzędu kilkunastu tysięcy złotych i co najciekawsze – bez choćby najmniejszego dowodu, że faktycznie leczył zęby i płacił za usługę dentystce…
Przez dziesięć lat leczył zęby u zaufanej dentystki. Wydał kilkanaście tysięcy złotych i był pewien, że jest w dobrych rękach. Do czasu, gdy skonfrontował stan swojego uzębienia z innymi lekarzami. Kolejni dentyści z przerażeniem łapali się za głowę. Diagnoza: Zęby trzeba leczyć od nowa, a do poprawienia jest sporo błędów po pracy koleżanki po fachu. Pacjent został z problemem, kolejnymi wydatkami rzędu kilkunastu tysięcy złotych i co najciekawsze – bez choćby najmniejszego dowodu, że faktycznie leczył zęby i płacił za usługę dentystce…
Feralny mostek
Pochodzący ze Świdnicy Grzegorz Kozakiewicz od wielu lat mieszka w Szwecji. Do rodzinnego miasta przyjeżdża jednak regularnie. Podczas urlopów załatwia rozmaite sprawy – w tym odwiedza lekarzy – usługi w Skandynawii są dużo droższe. Gabinet dentystyczny w centrum Świdnicy odwiedzał regularnie od 2004 roku. Wszystko było w porządku – tak przynajmniej sądził pacjent – do września ubiegłego roku. – We wrześniu 2014 roku miałem robiony nowy mostek. Po jakimś czasie zaczął mnie uwierać. Ponieważ nie planowałem w najbliższym czasie wizyty w Polsce, udałem się na kontrolę do lekarza w Szwecji – rozpoczyna swoją opowieść Grzegorz Kozakiewicz. – To co usłyszałem w gabinecie było dla mnie szokiem. Byłem przekonany, że mam zdrowe zęby, a okazało się, że jest zupełnie inaczej.
Zęby „do remontu”
Diagnoza szwedzkiego dentysty była na tyle niepokojąca, że mężczyzna postanowił czym prędzej przyjechać do Polski i skonfrontowaćją z polskimi specjalistami, w tym ze „swoją” panią doktor. Zdaniem Grzegorza Kozakiewicza dentystka zbagatelizowała jego problemy, ale opinia wydana przez innego świdnickiego dentystę nie pozostawia złudzeń, że z zębami jest źle. Do leczenia jest czternaście zębów, co najmniej cztery trzeba będzie usunąć. Konieczne będzie też stworzenie nowych dwóch mostków. Koszt leczenia – bagatela około 15 tysięcy złotych, ale to dopiero początek, bo jak czytamy w planie leczenia: „Koszty dotyczą wyłącznie leczenia zębów – bez uzupełnienia protetycznego – ze względu na zbyt dużo niewiadomych dotyczących stanu, rozmieszczenia i rokowania zębów po zakończeniu leczenia zachowawczo-endodontyczno-periodynoloicznego”.
Będzie walczył
Wstrząśnięty diagnozą Grzegorz Kozakiewicz postanowił, że nie zostawi sprawy wcześniejszego złego prowadzenia leczenia. Niestety, obecnie nie ma żadnych dowodów, że w ogóle leczył zęby u „zaufanej” pani doktor. – Jedyne co mam, to świadka – w postaci pielęgniarki, która przez kilka lat pracowała u tej dentystki oraz własnoręcznie napisany przez panią doktor adres zamieszkania, bo zdarzało się, że wysyłałem jej kartki z urlopu. Nie mam jednak ani jednej faktury, dowodu zapłaty czy nawet dokumentacji medycznej. Gdy Polska nie była jeszcze w UE nie zależało mi na tym, a potem pani doktor zawsze jakoś się z tego wykręciła – tłumaczy pacjent.
O sprawie poinformował Dolnośląską Izbę Lekarską oraz Urząd Skarbowy. – Rozważam też skierowanie sprawy do sądu – mówi Grzegorz Kozakiewicz i dodaje: – Moja historia może być przestrogą dla innych, ale z drugiej strony wierzę, że oszustwo nie opłaca się i zawsze, wcześniej czy później, wyjdzie na jaw.
– Lekarz, tak jak każdy przedsiębiorca ma obowiązek wydania paragonu z kasy fiskalnej, rachunku czy faktury. Jeśli tego nie robi, podlega pod kodeks karno-skarbowy i może zostać ukarany mandatem – mówi Genowefa Sarapata, zastępca naczelnika Urzędu Skarbowego w Świdnicy. – Tyle można powiedzieć ogólnie, bo nie znam tego konkretnego przypadku.
Do świdnickiej skarbówki wpływają zgłoszenia podobne, do tego złożonego przez pacjenta. – Każde jest sprawdzane. Mamy swoje sposoby na weryfikowanie takich informacji – podkreśla naczelniczka.
(ram)
{fcomment}