Lorentz poszukuje skarbów. Świdnica 1945
Alina Kowalczykowa, niemniej sławna córka znanego ojca – Stanisława Lorentza odwiedziła Świdnicę. Dla uznanej pani profesor była to nie tylko podróż sentymentalna. Po raz pierwszy w życiu podążyła po śladach ojca, by napisać jego historię związaną między innymi z powojenną rewindykacją dzieł sztuki zrabowanych podczas II wojny światowej przez Niemców. A niepoślednie miejsce w tej historii przypada też Świdnicy.
Zdjęcie profesor Aliny Kowalczykowej i Sobiesława Nowotnego podczas spotkania z mieszkańcami
Ironia losu
– To jest ironia losu – mówiła profesor, będąca jednym z wybitniejszych polskich historyków sztuki. Całe życie poświęciła utrwalaniu życiorysów twórców polskiej literatury, a nieświadoma, pod nosem miała do utrwalenia życie swojego ojca – Mam 80 lat i spadło na mnie 13 albumów mojego ojca każdy po 130 stron. No i co mam z tym robić? Kupiłam sobie ciśnieniomierz i z nim żyję. To jest cudne i straszne.
Ocalenie spuścizny po ojcu jest w tej chwili celem życia Aliny Kowalczykowej. – Ojciec albumy robił całe życie – wspomina. – Gdy je oddawał do Muzeum Narodowego, powiedział, że dotyczą właśnie jego historii. Nigdy się nimi nie zajmowałam. Przypadkiem dowiedziałam się, co ukrywają.
Jest to spory kawał historii, a dla badaczy powojennego okresu skarb nie do przecenienia. Dla Świdnicy również.
Wódka i fajki
Nasze miasto, jak cały obszar, tzw. Ziem Odzyskanych, stał się świadkiem wielkiej historii. W czasie wojny były tutaj wysyłane transporty z kosztownościami, bo Dolny Śląsk był jeszcze wtedy uważany przez Niemców za ziemie, które po zakończeniu wojny będą przynależne do tego państwa i bezpieczne. Dlatego zwożono tu majątki z centralnych Niemiec, ale także później rzeczy zrabowane w czasie wojny, w tym dzieła sztuki. Wśród nich znajdowały się setki kolekcji prywatnych i publicznych – obrazy, rzeźby grafiki, dokumenty. Ukrywano je w dolnośląskich pałacach, zamkach i kościołach, a opiekę nad tym sprawował profesor Gunther Grundmann, dolnośląski konserwator zabytków. Stworzył on sieć skrytek, w których „skarby” były przechowywane. Jego osoba nie ma bezpośredniego związku z planowaną i organizowaną jednocześnie na szeroką skalę grabieżą polskiego dziedzictwa narodowego.
Ta grabież sprawiła jednak, że z wielką uwagą śledzono losy zabieranych z muzeów skarbów kultury. Dlatego Świdnica jako miejsce, przez które te transporty przejeżdżały, była pod nadzorem osób, które po wojnie zajmowały się rewindykacją. Zaraz w pierwszych powojennych dniach zjawił się tutaj historyk sztuki Stanisław Lorentz z Warszawy. – Jechali na odkrytej ciężarówce i wieźli wódkę i papierosy –opowiada Alina Kowalczykowa. – Potem tę wódkę trzeba było pić z musztardówek. Bez tego nic się nie załatwiło. Można powiedzieć, że mój ojciec za wasz Śląsk zapłacił zdrowiem.
Zdjęcie profesor Aliny Kowalczykowej zrobione podczas spotkania w II Liceum Ogólnokształcącym w Świdnicy
Świdnica na celowniku
Ale efekty akcji były zaskakujące. Właśnie w Świdnicy Lorentz znalazł 500 wagonów z rzeczami zrabowanymi z Muzeum Narodowego. Ale nie tylko. Jego ekipa w okolicy znajdowała grafiki Stanisława Augusta czy obrazy Matejki. – Już w czasie wojny śledzono losy wywożonych dzieł sztuki – mówi profesor Kowalczykowa. – Taki tropem podążały wyprawy ekip rewindykacyjnych. Potem na miejscu pytano ludzi.
W Świdnicy na pewno pomogły zeznania dwóch Niemców, którzy przyjmowali transporty przychodzące z centralnej Polski.
Niebezpieczna historia i zmanipulowany Żeromski
Ciekawa była także Morawa, leżąca pod Świdnicą. – To niebezpieczna historia – mówił Sobiesław Nowotny, prowadzący spotkanie. – Niemcy zostawili drogę, a wokół był zaminowany temat. Na drodze leżały monety – w sumie trzy skrzynie, których nikt nie zabrał. Lorentz trafia tu, gdy są ładowane. Dla mnie to niewytłumaczalna historia. Być może ma związek z frontem, który zatrzymał się na tej linii.
– To jak układanie kamyczków – mówi profesor Kowalczykowi. – Na zasadzie mozaiki. A Przy okazji świetna zabawa.
Przed spotkaniem profesor Kowalczykowa na zaproszenie Fundacji Idea, zajmującej się promocją historii Świdnicy, odwiedziła II LO. Opowiedziała młodzieży o tym, czym zajmowała się przez całe życie zawodowe. Młodzi świdniczanie usłyszeli fascynujący życiorys polskiego pisarza Stefana Żeromskiego w wykładzie poświęconym manipulacji. – Starajcie się myśleć samodzielnie – zachęcała profesor. – Nie sugerujcie się tym, co wam mówią inni. Gdy kogoś przedstawiają jako ważną osobę, szukajcie sami – dlaczego, zastanawiajcie się i sprawdzajcie.
Przyjazd Aliny Kowalczykowej do Świdnicy sponsorował Urząd Miejski w Świdnicy.
Więcej na ten temat w poniedziałkowym papierowym wydaniu „Wiadomości Świdnickich”