Schronisko dla zwierząt o krok od zamknięcia

ddzpsy

ddzpsySchronisko dla psów w Uciechowie od dwóch tygodni ma odciętą wodę. Jego prezes opublikował dramatyczny list otwarty, w którym przyznaje, że ośrodkowi grozi zamknięcie. To trwający od dłuższego czasu spór pomiędzy właścicielem terenu, na którym znajduje się schronisko, a prezesem. Okoliczni mieszkańcy pytają, jak mogą pomóc. Tego jednak nie wie nikt.

Schronisko dla psów w Uciechowie od dwóch tygodni ma odciętą wodę. Jego prezes opublikował dramatyczny list otwarty, w którym przyznaje, że ośrodkowi grozi zamknięcie. To trwający od dłuższego czasu spór pomiędzy właścicielem terenu, na którym znajduje się schronisko, a prezesem. Okoliczni mieszkańcy pytają, jak mogą pomóc. Tego jednak nie wie nikt.ddzpsy

W opublikowanym we wtorek 12 listopada liście czytamy m.in.: „Prawie 5 lat pracy może pójść na marne. Wszystko zawdzięczamy opieszałości instytucji publicznych, a także jednej osoby prywatnej. Naszemu ośrodkowi grozi zamknięcie. Pojawia się tylko pytanie – dlaczego? Komu przeszkadza działalność, która trwa od wielu lat oraz osiąga naprawdę duży sukces?”

Kiedy odwiedzam schronisko, jego prezes Robert Bienias co chwilę odbiera telefon od innych dziennikarzy. – Proszę mnie zrozumieć, musiałem nagłośnić sprawę. Tu chodzi o dobro zwierząt – mówi mi.

Nie ma wody dla zwierząt

Schronisko, a właściwie Ośrodek Pomocy dla Zwierząt Niechcianych i Porzuconych, bo taka jest jego pełna nazwa, istnieje w Uciechowie od pięciu lat. Znajduje się w starym budynku popegeerowskim, w którym wcześniej była stodoła.

Dawniej teren ten należał do Agencji Nieruchomości Rolnych. Kiedy powstawało schronisko, dzierżawił go Krzysztof Falkowski, od którego Robert Bienias poddzierżawił. Umowę sporządzono w 2009 roku. – Znalazł się w niej zapis, zgodnie z którym w momencie sprzedania terenu przez Agencję, my mielibyśmy prawo pierwokupu. Przez pierwsze trzy miesiące po cenie, w jakiej Agencja sprzedała, a następnie przez kolejnych dziewięć po cenie rynkowej – opowiada Robert Bienias. – Dopiero niedawno dowiedziałem się, że Agencja nie jest już właścicielem terenu, bo sprzedała go w 2011 roku panu Falkowskiemu. Tylko że nas nikt o tym nie poinformował! – dodaje.

Ostatnie tygodnie dla schroniska stały się bardzo trudne. – 29 października dostaliśmy pismo, że od 4 listopada w związku z przejęciem przez gminę nowej linii wodociągowej, zostanie odcięta od nas woda – mówi Bienias. – Zostawiono nas z tą informacją na długi weekend, kiedy były święta, a potem wyłączono wodę – denerwuje się.
Chodzi o modernizację linii wodociągowych. Okazuje się, że właściciel posesji nie wyraził chęci przyłącza do nowej linii. A schroniska nikt o tym nie poinformował. Robert Bienias mówi, że byłby to koszt ok. 20.000 zł, ale nawet gdyby teraz szybko uzbierano taką kwotę, na przyłącze trzeba by jeszcze poczekać.

– Sami zwróciliśmy uwagę na to, że do schroniska nie będzie poprowadzona woda. Okazuje się jednak, że pomiędzy tymi panami nie ma woli współpracy – mówi Marek Chmielewski, wójt gminy Dzierżoniów. Jak dodaje, kwestia przyłącza zawsze leży po stronie właściciela posesji. Ten może wystąpić do gminy o warunki wpięcia. Samą zgodę natomiast wydaje starostwo powiatowe. Tu, jak mówi wójt, o ile wszystkie formalności zostałyby dopełnione, całość trwałaby krótko – około tygodnia lub dwóch.

Nie chcę tu schroniska

Dzwonię do Krzysztofa Falkowskiego. Dowiaduję się, że także do niego cały dzień dzwonią dziennikarze.

– Nie chcę, by w tym miejscu było schronisko. Pan Bienias nie rozlicza się ze mną uczciwie z czynszu, nie płaci mi. Jeśli ktoś traktuje mnie nieuczciwie, to nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Spotkam się z nim jeszcze raz żeby porozmawiać na ten temat. Nie chcę, żeby zwierzęta ucierpiały, ale tę sprawę trzeba rozwiązać – mówi Krzysztof Falkowski.

Z kolei Robert Bienias mówi, że dostaje od Falkowskiego do zapłaty kwoty, które nie wiadomo, skąd się biorą. – Specjalnie pozakładałem liczniki na prąd i wodę, żeby widzieć dokładne zużycie. Zamiast tego zawsze słyszałem, że „jakoś się rozliczymy”. A teraz z kolei pan Falkowski w ogóle nie odbiera ode mnie telefonów. Choć od dziennikarzy dowiedziałem się, że jednak ze mną porozmawia – mówi.

W liście otwartym czytamy także: „Jeszcze w tym roku mieliśmy nieprzyjemny incydent z udziałem pani inspektor Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej, która podczas rutynowej kontroli wspomniała o „zamknięciu tej budy”, oczywiście mowa była o schronisku. To kolejny przykład tego, z czym musimy się zmagać, gdyż osoba ta prezentuje postawę bardzo subiektywną i dąży do utrudnienia naszej pracy już od dłuższego czasu.”

„Informacje dotyczące, jak określono, „planów zamknięcia” przez Inspektorat schroniska w Uciechowie są kompletnymi bzdurami.” – pisze mi w mailu Czesław Barwicki, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Dzierżoniowie. Ten trop więc odpada, tym bardziej, że miałoby chodzić o brak dostępu do bieżącej wody. Robert Bienias przyznaje, że sami prawnicy dość swobodnie interpretują definicję takiej bieżącej wody. Jak więc schronisko radzi sobie teraz, kiedy wody w kranach nie ma? – Kupujemy wodę mineralną i przywozimy na miejsce. Dużo też dostajemy jej od mieszkańców naszego powiatu – mówi. – Prawda jest taka, że bez dostępu do źródła stałej wody nie istniejemy. Wisi nad nami widmo zamknięcia – dodaje. Sytuację rozwiązywałoby częściowo zamawianie beczkowozu od wodociągów, ale każdorazowo (a taki transport potrzebny byłby co drugi dzień) to koszt ok. 400 zł. W skali miesiąca – 6.000 zł.

Limuzyna dla piesków

Robert Bienias mówi, że Krzysztofowi Falkowskiemu chodzi o pozbycie się schroniska, bo chce postawić silosy spożywcze. W Urzędzie Gminy Dzierżoniów dowiaduję się, że właściciel terenu faktycznie wystąpił o opinię dotyczącą oddziaływania takiej budowli na środowisko. Sam Falkowski mówi mi jednak, że owszem – silosy chce postawić, ale na sąsiedniej działce. Teren, na którym jest schronisko, jest mu niepotrzebny i pozostanie nieużytkiem takim, jakim był wcześniej. Nie chce tam tylko schroniska.

Na forach internetowych pojawiły się wpisy sugerujące, że Robert Bienias na schronisku dorobił się i jeździ Lexusem. – Dlaczego kupiłem taki samochód? Z prostego powodu: jest niezawodny. Służy do wożenia psów do lecznicy. Wcześniej jeździliśmy Fiatem Pandą, ale wiecznie się psuła. Na same części zamienne wydałem więcej, niż była ona warta, dlatego postanowiłem kupić Lexusa. To 14-letni samochód, w środku są wyłożone kołdry dla psów. Ja nie jeżdżę nim prywatnie. Chodziło tylko o taki samochód, który zawsze odpali i jeszcze dojedzie do schroniska, bo tu jest droga gruntowa. Ale widocznie ta marka niektórych boli i drażni – mówi.

Co dalej ze schroniskiem? – Ludzie dzwonią do mnie i pytają, jak mogą pomóc. Odpowiadam, że nie wiem. Nie szukam żadnej nowej lokalizacji. Na razie walczymy. Schronisko to nie jest interes do robienia pieniędzy. Nie zakładałem go na dwa, trzy lata, nawet nie na dziesięć, lecz dożywotnio. A i potem mam nadzieję, że ktoś je przejmie i będzie dalej prowadził. Boli mnie, że nikt nie jest odpowiedzialny za te sytuację i nikt nie jest w stanie mi pomóc. Rozumiałbym, gdybym to ja zawalił sprawę, ale nie zawaliłem – mówi smutno.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *