Historia wieży ratuszowej cz. 9

maszkarony

W Świdnicy nie zdołano nawet rozpocząć prac nad odgruzowywaniem terenu wokół wieży, gdy niemiecka prasa dość szeroko zaczęła rozpisywać się o katastrofie budowlanej w naszym mieście. Z naturalnych przyczyn związanych z brakiem miejsca pomijam relacje drukowane w prasie zachodnioniemieckiej o charakterze ogólnym. Te bowiem powtarzały jedynie informacje uzyskane przez PAP i nie wnoszą nic nowego do historii wieży ratuszowej.

 

W Świdnicy nie zdołano nawet rozpocząć prac nad odgruzowywaniem terenu wokół wieży, gdy niemiecka prasa dość szeroko zaczęła rozpisywać się o katastrofie budowlanej w naszym mieście. Z naturalnych przyczyn związanych z brakiem miejsca pomijam relacje drukowane w prasie zachodnioniemieckiej o charakterze ogólnym. Te bowiem powtarzały jedynie informacje uzyskane przez PAP i nie wnoszą nic nowego do historii wieży ratuszowej.

maszkaronyBardziej interesujące są artykuły, które ukazywały się w prasie ziomkowskiej, wydawanej przez dawnych mieszkańców Śląska. Już w numerze 2 (luty) gazety „Taegliche Rundschau” z 1967 r. – „oficjalnego organu ziomkowskiego dla całego powiatu świdnickiego” – ukazały się pierwsze informacje na ten temat. W pierwszym artykule, noszącym tytuł „Z historii świdnickiej wieży ratuszowej”, anonimowy autor z przekąsem pisał: „iż przyczyny zawalenia się wieży należy doszukiwać się w niefachowych pracach renowacyjnych Polaków, które tak bardzo wpłynęły na stabilność wieży, iż ta w końcu zawaliła się”. Również kolejne uwagi, do których dochodził, nie miały nic wspólnego z rzeczowością, lecz były wyrazem wyjątkowej nienawiści do wszystkiego, co polskie: „Od 1765 r. nasza wieża ratuszowa opierała się wszystkim wichurom i wojnom, a nawet zdołała przetrwać 20 lat polskiej gospodarki.” Konstatacji należy się jedynie domyślać – 20 lat przysłowiowej w języku niemieckim „polskiej gospodarki” (synonimu stagnacji i beznadziei) doprowadziło do zawalenia się wieży! Absurdalność poglądów leży jak na dłoni i nie można ich wytłumaczyć doświadczeniami wojny ani specyficzną atmosferą okresu „żelaznej kurtyny”. Tym bardziej iż autor ani jednym słowem nie wspomniał, że za katastrofę budowlaną odpowiadały władze komunistyczne i konkretne osoby, lecz obarczał winą wszystkich Polaków, którzy od 1945 r. mieszkali w Świdnicy. Na pierwszy plan wysuwa się zatem wątek nacjonalistyczny.

Jeszcze mniej rzeczowy był kolejny artykuł, który ukazał się w tym samym numerze „Taegliche Rundschau”, autorstwa porucznika w stanie spoczynku Friedricha Mentza, noszący tytuł „Myśli na temat zawalenia się wieży ratuszowej”. Autor odnosi się wspomnieniami do swych doświadczeń okresu wojny, „gdy trzeba było powstrzymać Polaków”, po czym rozwija swe myśli w tym kierunku, iż „obcy ludzie i obce głosy zgromadzili się wokół wieży”, doprowadzając do jej upadku. Przy braku jednoznacznej ekspozycji i tak jako główny wątek dostrzec można myśl: „My Niemcy mamy jedyne prawo do Świdnicy, wieży ratuszowej itp.”, natomiast „Oni – Polacy – obcy – doprowadzają to miasto do upadku, będąc uzurpatorami, którzy przywłaszczyli sobie prawa do Świdnicy”. Trudno uwierzyć, ale poglądy tego typu reprezentowane były w 1967 r., na 22 lata po zakończeniu II wojny światowej!

Tymczasem w Świdnicy trwały prace nad usuwaniem gruzowiska po wieży. Materiał kamieniarski i cegły wywożono na teren dawnej piaskowni (zwanej niekiedy Otaczarnią) na tzw. Krowich Górkach w pobliżu ul. Bystrzyckiej i Westerplatte. Nikt nie przejął się wówczas faktem, iż w materiale tym znajdowało się sporo elementów dawnej, przeważnie gotyckiej i renesansowej kamieniarki, które należało uratować, aby można je było ewentualnie wykorzystać przy planowanej rekonstrukcji wieży. Zasypywano ją po prostu materiałem rozbiórkowym, w którym przeleżała do czasu pierwszych poszukiwań przez miłośników miasta, pragnących odbudowy wieży. Z gruzu wyciągnięto jedynie dwa dzwony, które dość dobrze przetrwały moment katastrofy. Pochodziły one z pracowni ludwisarza Johanna Gescheidta i odlane zostały w II poł. XVIII wieku. Zarówno one, jak również elementy rozbitego zegara oraz zawartość kuli stanowiącej zwieńczenie wieży, trafiły do Muzeum Dawnego Kupiectwa.

Władze komunistyczne próbowały natomiast zatuszować właściwe przyczyny zawalenia się wieży, lansując tezę: „iż jej fundamenty zostały podmyte przez wodę”, zaś „roboty rozbiórkowe w zespole zabytkowym ratusza miały tylko i wyłącznie wpływ pośredni na katastrofę”. O dziwo, twierdzeń tych nie udało się na trwałe zaszczepić w umysłach świdnickiego społeczeństwa, odpornego jeszcze na propagandę medialną. Po pełnych triumfalizmu, lecz zupełnie niespełnionych manifestach władzy, która zapowiadała rychłą odbudowę wieży kosztem 1,2 mln zł, świdniczanie sami postanowili oddolnie przejąć inicjatywę. O tym jednak w kolejnym odcinku naszej serii.

Sobiesław Nowotny

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *