Historia wieży ratuszowej cz. 8

wieza_ratuszowa

W okresie XIX i I poł. XX wieku wieża ratuszowa była kilkakrotnie remontowana. Między innymi w 1822 r., kiedy to na nowo osadzono kulę i chorągiewkę na jej szczycie. Dzięki zachowanej relacji z tego okresu, wiadomo, iż „górna część kuli została na nowo wykonana z miedzi przez świdnickiego obywatela i kotlarza Karla Christopha Henkla”.

 

W okresie XIX i I poł. XX wieku wieża ratuszowa była kilkakrotnie remontowana. Między innymi w 1822 r., kiedy to na nowo osadzono kulę i chorągiewkę na jej szczycie. Dzięki zachowanej relacji z tego okresu, wiadomo, iż „górna część kuli została na nowo wykonana z miedzi przez świdnickiego obywatela i kotlarza Karla Christopha Henkla”.

wieza_ratuszowaKulę, chorągiewkę i gwiazdkę poddał procesowi pozłocenia tutejszy mistrz mosiężników Ernst Gottlieb Reuter. Całość prac związanych ze zdjęciem i osadzeniem zwieńczenia wieży ratuszowej rada miejska powierzyła dekarzowi z Boguszowa Josephowi Klummowi. Warto przy okazji dodać, iż do kuli włożono wówczas pisma okolicznościowe, tj. drukowaną pracę Kallinicha dotyczącą historii wieży ratuszowej oraz rękopiśmienny opis miasta Świdnicy z 1822 r., jak również kilka monet pruskich, znajdujących się wówczas w obiegu. Zostały one odnalezione po zawaleniu się wieży w 1967 r. Pomijam w tym miejscu informacje o kolejnych renowacjach wieży (ostatnia w okresie hitlerowskim). O stosunku władz komunistycznych do zabytków pisaliśmy już w jednym z odcinków naszej serii. Pora jednak, aby wrócić do wątku związanego z zawaleniem się wieży – katastrofą budowlaną w sercu miasta, która na długo wryła się w pamięci kilku pokoleń świdniczan.

Najwięcej informacji o kulisach wydarzeń poprzedzających ów tragiczny moment w dziejach miasta zebrał w swym artykule opublikowanym na łamach „Rocznika Świdnickiego” z 1999 r., geograf i regionalista dr Marek Furmankiewicz. Dotarł on bowiem do dziennika budowy prowadzonego przy okazji wyburzania kamieniczek bloku śródrynkowego (dawnych kramów bogatych kupców), bezpośrednio przylegających do wieży ratuszowej. Prace te rozpoczęto 13 grudnia 1966 r. Dzięki cytowanym przez Furmankiewicza zapisom z grudnia 1966 r. i stycznia 1967 r., wiadomo, że „roboty prowadzono pospiesznie i bez żadnej dokumentacji budowlanej (sic!!!)”. Dokumentacja miała być sporządzona podczas robót. Co gorsza, budowy nie nadzorował też żaden inspektor, który ewentualnie mógłby zaradzić nieszczęściu. Furmankiewicz pisał: „Notatki o podobnej treści pojawiają się aż do 2 stycznia 1967 r. Ostatni niepokojący zapis pochodzi z 3 stycznia i sporządzony został przez kierownika budowy już po usunięciu łęków rozporowych i starych murów przyległych do wieży: „Zawiadamiam, że mury wieży są poważnie zagrożone. Proszę o wydanie decyzji odnośnie dalszych robót”. Zapisy te nie zrobiły jednak na nikim większego wrażenia i zostały po prostu zignorowane. „W dniu 5 stycznia 1967 r. około godziny 14.50 kierownik budowy zaalarmował telefonicznie architekta miejskiego, że w gotyckim łuku bramy wieży pojawiły się rysy”. Ten wprawdzie przybył na miejsce, zaś funkcjonariusze MO usuwali wszystkich robotników zgromadzonych na placu budowy i mieszkańców okolicznych domów, lecz wieży nie można już było uratować. O godzinie 15.15 zegar kwadransowy po raz ostatni odmierzył czas dla Świdnicy. Minutę później korpus wieży rozpołowił się i runął w dół, osuwając się częściowo na budynki ŚOK-u, częściowo zaś rozbijając się o zabudowania wschodniej ściany bloku śródrynkowego. Potężny huk wstrząsnął całym miastem, a fala kurzu i pyłu rozeszła się po całej okolicy Rynku, wdzierając się do wszystkich otwartych bram, okien i piwnic. Świdnicka wieża ratuszowa przestała istnieć. W katastrofie nikt nie zginął – jedyną ofiarą był kot, który należał prawdopodobnie do jednego z mieszkańców sąsiadujących budynków. Można mówić tu o wielkim szczęściu w nieszczęściu.

Wydarzenia związane z katastrofą wieży znalazły swój oddźwięk w licznych artykułach prasowych. Władze komunistyczne starały się jednak szybko wyciszyć całą sprawę. Od momentu katastrofy aż do czasu wyczyszczenia terenu wokół dawnej wieży obowiązywał zakaz robienia jakichkolwiek zdjęć na tym terenie. Dokumentacja zdjęciowa, jaką posiadamy, jest z tego powodu bardzo skąpa, a odważni, którzy starali się nielegalnie uwiecznić miejsce katastrofy dokonywali tego często z narażeniem własnej skóry. Mimo blokady informacyjnej, jaką zastosowały władze komunistyczne dbające o swój wizerunek, wieści na temat zawalenia się wieży dość szybko dotarły na Zachód. Jeszcze tego samego dnia, w którym w Świdnicy doszło do katastrofy, o wydarzeniach tych informowało niezależne od władz komunistycznych Radio Wolna Europa. Reperkusje miały w jakiejś mierze wymiar ponadlokalny, bowiem temat ten podjęły dość szybko media niemieckie, w tym prasa ziomkowska, skupiająca dawnych mieszkańców Świdnicy. Lecz o tym wymiarze dowiedzą się Państwo z następnego odcinka naszej serii.

Sobiesław Nowotny

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *