Paw schwytany. Nie wróci do księdza

Dopiero po przeszło tygodniu na wolności udało schwytać się pawia, który był własnością księdza z polskokatolickiej parafii w Świdnicy. Ksiądz niestety nie przejął się losem swojego pupila, który od blisko dwóch tygodni pomieszkiwał na różnych dachach budowli świdnickich.

 

Dopiero po przeszło tygodniu na wolności udało schwytać się pawia, który był własnością księdza z polskokatolickiej parafii w Świdnicy. Ksiądz niestety nie przejął się losem swojego pupila, który od blisko dwóch tygodni pomieszkiwał na różnych dachach budowli świdnickich.

 

Ten przejął strażniczkę miejską, która już nie raz ratowała z opałów różne zwierzęta, w tym bardzo nietypowe, jak łoś czy kaczki. I tym razem Monika Wiśniewska stanęła na wysokości zadania – dosłownie, bo paw przebywał na dachu pierwszego piętra, kiedy udało się jej go schwytać.

Przypomnijmy, że strażnicy miejscy już 2 czerwca ok. godz. 22.00 otrzymali telefon o obecności ptaka przy ul. Ułańskiej. Po chwili udało się ustalić jego właściciela, notabene księdza, który zobowiązał się do zabrania pawia do domu. Niestety, 3 czerwca w okolicach godz. 18.00 strażnicy ponownie odebrali telefon z tą samą interwencją. Okazało się, że ptak przebywał na dachu prawie całą dobę. Strażnicy poprosili o wsparcie w złapaniu pawia straż pożarną. Na miejsce przybyła też policja. Ale dumny paw, wciąż będąc w pełni sił, mimo starań, nie dał się złapać w sidła. Po kilku dniach ptak upodobał sobie kolejny dach. Tym razem hali produkcyjnej przy ul. Licznikowej (sąsiedztwo ul. Ułańskiej).

Właściciele hali, gdzie odbywa się między innymi obróbka metalu i panują wysokie temperatury, przejęli się pawiem i ponownie otrzymaliśmy zgłoszenie do straży miejskiej. Ci państwo ptaka dokarmiali i poili, ale jego życie mogło być zagrożone – przybliża Monika Wiśniewska. – Poprosiłam o pomoc weterynarza Bartka Podczasiaka, który zawsze wspiera mnie w ratowaniu zwierząt i tym razem nie było inaczej – opowiada strażniczka, która na akcję wybrała się bezinteresownie, po godzinach pracy.

Paw znajdował się na wysokości kilkunastu metrów. Działania wymagały przerwania pracy na hali, by „ratownikom” zapewnić jak największe bezpieczeństwo.

Pan Bartek wszedł na dach, ale oczywiście paw sfrunął na niższą kondygnację. Wtedy wkroczyłam do akcji. Chodziłam za nim, tak by przyzwyczaił się do mojej obecności. Kiedy stracił czujność, schwytałam pawia, przytuliłam mocno a następnie umieściliśmy go w klatce – opowiada strażniczka miejska.

Zwierzę dzięki pani Monice tylko jedną noc spędziło w pomieszczeniu w siedzibie straży miejskiej i znalazło nowy dom.

Ksiądz mimo prób kontaktu nie otworzył drzwi, nie interesował się już swoim pupilem, który według naszej wiedzy mieszkał u niego przez co najmniej pięć lat. Ja znalazłam mu nowe miejsce zamieszkania, na olbrzymiej wolierze na terenie powiatu świdnickiego, gdzie paw będzie miał do towarzystwa także bażanty – cieszy się pani Monika.

Rozważano schwytanie ptaka za pomocą strzałek usypiających, ale istniało ryzyko, że długa i gruba igła mogłaby go zabić.

 

Marlena Mech, foto: użyczone

 

{fcomment}

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *