Odzyskać wiarę!

Maj był zawsze moim ulubionym miesiącem w roku, zwykle w maju działy się najsympatyczniejsze rzeczy. Tegoroczny, pomijając kwestię pogodowe, jest… no właśnie… jaki? Komunijny.

Maj był zawsze moim ulubionym miesiącem w roku, zwykle w maju działy się najsympatyczniejsze rzeczy. Tegoroczny, pomijając kwestię pogodowe, jest… no właśnie… jaki? Komunijny. Ostatni raz z Komunią Świętą miałam do czynienia kiedy sama przyjmowałam ten sakrament kilka… hmm kilkanaście lat temu. Co roku oczywiście słuchałam o tym jakie to wielkie wydarzenie i jak bardzo trzeba się do niego przygotowywać. Słuchałam o tym jak mamusie w szale farbują swoim córkom włosy, przekuwają uszy (bo przecież od któregoś z gości z pewnością dostaną złote kolczyki), doklejają rzęsy, umawiają do kosmetyczek na upiększające zabiegi pielęgnacyjne, malują paznokcie albo (o zgrozo!) zapisują do chirurgów plastycznych. Słuchałam ale na słuchaniu zwykle się kończyło. W tym roku do Pierwszej Komunii Świętej przystępuje moja siostrzenica. Jest więc okazja by w szale uczestniczyć:) Od tygodni, ciut nie ukrywam wystraszona, zamęczam siostrę pytaniami jakie właściwie (jako szczęśliwa matka chrzestna) będę miała obowiązki podczas całej ceremonii. Okazuje się, że chyba nie wiele, bo do obowiązków nie można przecież zaliczyć salwy łez jaka niewątpliwie będzie mi towarzyszyć, kiedy moja słodka, malutka siostrzenica przyjmie jeden z najważniejszym sakramentów kościelnych.

Im bliżej tego wielkiego wydarzenia, coraz częściej zastanawiam się czy dzieci rozumieją powagę sytuacji, czy raczej cieszy je to całe zamieszanie wokół ich osoby oraz to co dostaną od swoich komunijnych gości – quady, laptopy, playstation itp… Takie prezenty są dziś na topie – książki i zegarki poszły w zapomnienie…

Wracając jednak do sposobu postrzegania całej sytuacji przez dzieci. Wczoraj, w zasadzie po raz pierwszy, miałam okazję uczestniczyć w przygotowaniach do tej uroczystości. Weszłam do kościoła… i zobaczyłam grupę mocno przejętych drugoklasistów, śpiewających z zapałem kościelne pieśni. Większość, o ile nie każde, dziecko będzie miało „zadanie do wykonania”. Niektóre dzieci będą śpiewały Psalmy, inne będą niosły kwiaty. W grupie zaangażowanych dzieci zobaczyłam też moją kochaną siostrzenicę. Widziałam jak przejęta pyta o coś katechetki. Kiedy przygotowania się skończyły wsiadłyśmy do samochodu a ja zapytałam ją co tam z Panią uzgadniały. BARDZO poważnym tonem odpowiedziała mi: Ćwiczyliśmy, ponieważ będziemy Księdzu Proboszczowi wręczać podziękowanie. Właśnie w tym momencie moja wiara wzrosła – te dzieci poważnie podchodzą to tego, co czekaj je już w niedzielę i nie o prezentach, ale o samym wydarzeniu myślą najwięcej. A Wy drodzy czytelnicy, nawet jeśli się ze mną w stu procentach nie zgadzacie, to nie zabierajcie mi wiary, właśnie ją odzyskałam:)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *