„My się z nimi zżywamy, to są nasze dzieci”

Rozmowa z Ireną Knapczyk i Dariuszem Husarczykiem prowadzącymi Rodzinne Domy Dziecka.

Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu rodzinnych domów dziecka?

Dariusz Husarczyk – Problem nie jest prosty i do streszczenia w jednym zdaniu. Na slajdach wszystko pięknie wygląda i jest to zgodne z prawdą, przy czym dużo jest niedomówień w ustawie, która obowiązuje i która stwarza duże problemy dla funkcjonowania rodzin. Myślę, że nie jest pokazany ciężar prowadzenia rodzinnych domów dziecka. Było napisane, że w rodzinnych domach dziecka może być do 8 osób i ustawa obliguje jedną osobę do zajmowania się tym wszystkim, bo drugiemu małżonkowi nakazuje pracować. To bardzo ciężko „ogarnąć”. Osiem osób, które trzeba wozić na rehabilitacje, do lekarza. Czas jest wypełniony po brzegi, łącznie z żoną, która musi po swojej pracy pomagać w tym domu. Jedna osoba nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Największa różnica pomiędzy domami dziecka, a inną formą, to słowo „rodzinna”. My chcemy przekazać wartości rodzinne tym osobom. Przyjmujemy dzieci i one mają być naszą rodziną. W ostatnich czasach trochę się zmieniło, dużo dzieci nie jest sierotami, a tylko odebranymi rodzicom z różnych przyczyn. Jest bardzo duży naciski rodzin biologicznych na nas. Potrafią mieć wciąż pretensje, a nawet namawiać dzieci, aby były niepozytywne w stosunku do nas i by się sprzeciwiały. Jest to bardzo ciężkie i przykre. Kolejną rzeczą, która jest dla nas bardzo ważna, a wciąż nierozwiązana, to sprawowanie opieki prawnej. My do tej chwili sprawujemy taką opiekę na zasadzie „jakoś to będzie” dlatego, że rodzic, który jest pozbawiony opieki nad dzieckiem, nie jest pozbawiony opieki prawnej. My nie możemy podejmować żadnych decyzji. Podpisujemy pewne zobowiązania, ale działamy na granicy prawa. Na pewno jest potrzebna reforma ustawy, która by nam pomagała i sprawiła, że rodzicielstwo zastępcze miało ręce i nogi – odpowiada Dariusza Husarczyk.

Skoro to takie ciężkie, to czemu Państwo się tego podjęli?

Irena Knapczyk: Zaczynaliśmy od małej grupy dzieci, później te dzieci przybywały i na dzisiaj nie sobie nie wyobrażam, abym mogła robić coś innego. Jest trudno, czasu mało, ale my tym dzieciom dajemy dużo miłości. One to odwzajemniają. Mam dzieci, z którymi jestem 17 lat i wcale nie chcą wybywać. Mają 25 lat, skończyli studia i dalej przebywają u mnie w domu.

Nie wyprasza ich Pani, kiedy skończą 18 lat?

Irena Knapczyk: Nie, skądże.

A gdyby mieli Państwo podpowiedzieć decydentom, ustawodawcom co powinni w pierwszej kolejności zrobić, aby ułatwić życie Wam jako opiekunom, i dzieciom, które są u Was?

Dariusz Husarczyk: Ja myślę, że przede wszystkim zmiana formy zatrudnienia, bo jesteśmy na umowie zleceniu. Ja prowadzę dom już 15 rok. Moimi pierwszymi dziećmi była piątka rodzeństwa, z której w tej chwili u mnie w rodzinie jest jeszcze dwójka. Uważam, że te dzieci są jakby moimi dziećmi, są moją rodziną. Bardzo ciężko jest zerwać więź. To jest tak, jakby człowiek chciał się pozbyć własnego dziecka. My się z nimi zżywamy i to są nasze dzieci. Ustawodawca, pierwsze co powinien zmienić, to formę naszego zatrudnienia. Usystematyzować opiekę prawną, żebyśmy nie musieli narażać siebie, bo nie możemy podejmować decyzji i podejmujemy je czasami niezgodnie z prawem. To się może kiedyś dla nas źle skończyć. I więcej wsparcia. W ustawie jest dużo słów „może” – starosta może, powiat może. „Może” to znaczy „nic”. Bogatsze powiaty mogą, biedniejsze nie mogą.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *