Miejskie Dyktando o Pióro Burmistrza Miasta

Zuzanna Pytlak (kategoria młodsza) oraz Mieczysław Sowiński (kategoria starsza) zwycięzcami ósmej edycji Dyktanda o Pióro Burmistrza Miasta, które zorganizowano 26 listopada w Podstawowej Szkole Integracyjnej w Świebodzicach.

Licznie zgromadzonych gości, m.in. dyrektorki świebodzickich szkół: Teresę Walczak – Jusiel, Jolantę Styrnę – Grossman, Dorotę Uzar, Elwirę Kirklo – Rusek oraz Urszulę Kruczek, Małgorzatę Grudzińską, a także pozostałych uczestników konkursu ortograficznego, powitały: dyrektor szkoły Magdalena Stąpor i autorka tekstu konkursowego Justyna Gąsior. Honorowym patronatem objął to wydarzenie burmistrz miasta Paweł Ozga, który rozpoczął uroczyście dyktando i życzył wszystkim udanego pisania. Justyna Gąsior tegorocznymi bohaterami tekstu uczyniła swoje adoptowane zwierzęta – kota i psa. Treść dotyka trudnego problemu porzuconych zwierząt, które potrzebują pomocy, szczególnie w zimie. Jury w składzie: Małgorzata Chojda – Ozga – przewodnicząca, Marta Grylewicz – Kędzia,     Agnieszka Kiryczuk, Agata Wachowiak, Halina Serafin  oraz Wioleta Palewska wyłoniło zwycięzców. Swoje tytuły obronili mistrzowie z zeszłego roku. W kategorii młodszej wygrała Zuzanna Pytlak, na drugim miejscu uplasowała się Julia Waliszewska, a na trzecim Amelia Byra. W kategorii starszej zwyciężył Mieczysław Sowiński, drugie miejsce zajął Jarosław Graca, a trzecie Adam Żelichowski.

Poniżej tegoroczny tekst, z którym zmagali się uczestnicy:
„Pieskie widzimisię”
„Zza zszarzałego od kurzu Wielkiego Słownika Ortograficznego Języka Polskiego wychynął z nagła niewielki kotek, podobny do minitygryska, jednak nie żółto -brązowy, lecz szarobury. Na pewno chciał jak najprędzej czmychnąć przez balkon w aleję Zakochanych, żeby umknąć chuligańskiemu urwipołciowi, kundelkowi z hardym uśmiechem, który bez wątpienia dopadłby go już po niedługim czasie.
Kot, wybiegłszy spomiędzy rozłożystych krzewów karagany syberyjskiej i aronii śliwolistnej, chyżo mijał arcy zdumionych przechodniów, nielicznych wprawdzie o tej porze dnia, ale i tak przeszkadzających mu zarówno z prawa, jak i z lewa. Musiał więc sprytnie kluczyć między nimi po dróżkach wijących się wszerz i wzdłuż trawników. Naraz spomiędzy alei tui wyskoczył zziajany Spajki, kundelek, który natrafił na niemiły epizod. Przed nosem przejechała mu znienacka kolumna opancerzonych transporterów. Pół zamyślony i pół zadziwiony pies zawahał się i nie wiedział, czy skręcić w kierunku Szczawna-Zdroju czy też biec w poprzek ulicy Na Skraju i kontynuować gonitwę kota poprzez park, zaciemniony złocistorudymi łodygami klonów jesionolistnych.
Kota nie było już widać. Niedogonienie uciekającego stawało się coraz bardziej prawdopodobne. Spajki, przymrużywszy raz jedno, raz drugie oko, spoglądał w dal. Raz-dwa zorientował się, że czerwono złotawe słońce na południo-zachodzie świeciło mu prosto w oczy, nie pozwalając niemalże niczego dostrzec. Niepocieszony hultaj zrezygnował z gonitwy, choć widać było po jego minie, że jest mu to bardzo nie w smak.”

(opr)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *