Kontynuatorzy decyzji ludzi. 40 lat „Solidarności”

To wystawa poświęcona 40-leciu podpisania porozumień sierpniowych w 1980 roku, które rozpoczęły rewolucję Solidarności w Polsce. Jej organizatorem jest Stowarzyszenie Solidarność Ziemi Świdnickiej 1980.

– To są członkowie świdnickiej Solidarności, którzy byli internowani w stanie wojennych i na tej wystawie są ich wspomnienia – mówi o wystawie dostępnej już na świdnickim Rynku Bolesław Marciniszyn, członek komisji zakładowej NSZZ Solidarność w ZEM w Świdnicy. Jak wspomina, Świdnica była prężnie działającym narządem w strukturach dolnośląskiej „Solidarności”. – Tutaj wiodącą rolę odgrywał Wałbrzych. W kopalni Thorez były spotkania wszystkich dlatego, że Wałbrzych był pierwszym, który zastrajkował i oni to koordynowali. Można by powiedzieć, że w kopalni odbywały się spotkania w 1980 roku. Przygotowując wystawę jej organizatorzy chcieli przypomnieć etap, który tak bardzo zmienił Polskę. Chcieliśmy pokazać,  że jesteśmy tak jakby kontynuatorami decyzji ludzi, że jesteśmy kolejną „ekipą”, która walczyła by coś w Polsce zmienić. To nie jest żal, broń Boże. Chodzi nam o upamiętnienie historii. 40 lat to prawie dwa pokolenia – przyznaje Bolesław Marciniszyn, który zaprasza na obchody 40-lecia Porozumień Sierpniowych zaplanowane na 31 sierpnia o godzinie 12.00 przed Teatrem Miejskim w Świdnicy.


Jak członkowie Solidarności wspominają tamte czasy?

Marek Kowalski – Wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w ŚFUP w Świdnicy. Internowany 13.12.1981-11.03.1982

Przed północą 12 grudnia funkcjonariusze, jeden po cywilnemu i trzech mundurowych, wyważyli drzwi do mieszkania, zakuli mnie w kajdanki, wywlekli w cienkiej kurtce, bez czapki, szalika, rękawic i wsadzili do fiata 125 p. nie mówiąc dlaczego mnie zatrzymali,. Ani dokąd mnie wiozą. Nagle za Słotwiną kierowca zaczął zwalniać. Pierwszy raz w życiu zacząłem się tak bardzo bać.

W głowie zaczęły mi się przesuwać obrazy z całego życia. Poczułem paraliżujący strach i pomyślałem, że to już koniec. Tymczasem okazało się, że kierowca sprawdzał hamulce, a milicjanci korzystając z okazji poszli  „na stronę”.

Punktem docelowym okazała się KW MO w Wałbrzychu, gdzie po raz pierwszy w życiu zobaczyłem tak wielu uzbrojonych funkcjonariuszy. Na korytarzu byłem trzymany do rana, do godz. 7.00- 8.00, a potem jakiś człowiek ubrany po cywilnemu zabrał mnie do pokoju i wręczył nakaz zatrzymania oraz decyzję o internowaniu. Zasypałem go gradem pytań. O co chodzi z tym internowaniem? Dlaczego zostałem zatrzymany, przecież nakaz i decyzja są bezprawne, są w nich błędy adresowe. I co ja robię w Wałbrzychu, skoro jest napisane, że mam być umieszczony w jakimś ośrodku odosobnienia w Świdnicy? W odpowiedzi usłyszałem, żebym nie podskakiwał, bo mogą ze mną porozmawiać inaczej. Po czym zabrano mi wszystko, co miałem w kieszeniach, sznurowadła, pasek od spodni i odprowadzono do celi w podziemiach komendy. Jedynym pożywieniem, jakie otrzymałem tego dnia był chleb, cebula oraz czarna paskudna kawa. Kilka dni później, 15-go grudnia. zapakowano mnie oraz kilku innych działaczy Solidarności do nieogrzewanej budy więziennej i wywieziono w nieznanym kierunku.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że jesteśmy przed aresztem w Świdnicy. Wprowadzono nas do środka, gdzie po dokonaniu formalności dostałem koc, aluminiowy talerz, kubek i łyżkę. Potem zamknięto mnie z trzema innymi internowanymi w celi o powierzchni nie większej niż 2 m² na osobę. Cela znajdowała się na parterze budynku więzienia od strony Alei Niepodległości. W więzieniu byłem poddawany represjom psychicznym. Permanentnie byłem przesłuchiwany przez funkcjonariuszy SB, którzy świadomie i z premedytacją wprowadzali psychozę strachu. Sugerowali, że jeśli nie podpiszę dokumentów o współpracy lub lojalki, to będę siedział w więzieniu do końca stanu wojennego, że nigdy nie wrócę do domu.

Bolesław Marciniszyn – Członek Komisji Zakładowej NSZZ Solidarność w ZEM w Świdnicy. Internowany 13.12.1981-13.12.1981, 17.12.1981 – 24.12.1981

13 grudnia o 4.00 usłyszałem walenie do drzwi. Nie byłem zdziwiony. Podobne sytuacje zdarzały się już wcześniej. Pracowałem w ZEM 2 i wzywano mnie czasem o różnych porach do awarii. Dopiero kiedy zobaczyłem w progu dwóch milicjantów i dwóch tajniaków, zorientowałem się, że nie o to chodzi. Grzecznie poprosili, żebym się ubrał i wsadzili mnie do samochodu. To był duży fiat. Jechaliśmy w milczeniu, a samochód cały czas ślizgał się po oblodzonej jezdni. W końcu dojechaliśmy na Jagiellońską, gdzie była Komenda Milicji, a tam zauważyłem kilka gazików sowieckich stojących z odpalonymi silnikami. Byłem zdumiony.

Kiedy wprowadzono mnie do jednego z pokoi, siedzący tam esbek nie patrząc mi w oczy poinformował mnie o wprowadzeniu stanu wojennego i o tym, że zostałem aresztowany. Zaprowadzili mnie na tzw. dołek, czyli do prowizorycznego aresztu, gdzie siedziało już około 16 mężczyzn. Zostaliśmy stłoczeni w bardzo małym pomieszczeniu, warunki były straszne, nie było toalety, tylko plastikowy kubeł, było bardzo gorąco i tak bardzo czuć było amoniakiem, że leciały nam łzy. Około 9.00 niektórzy z nas zostali zwolnieni. Byłem w tej grupie.

W poniedziałek poszedłem do pracy, choć wiedziałem, że mój zakład jako jeden z dwóch w mieście rozpoczął strajk, mimo że uczestnikom protestu groziło za to 10 lat więzienia. W pewnym momencie dowiedziałem się, że dyrektor zakładu nr 1 poprosił mnie oraz kolegę na rozmowę. Na spotkanie wiózł nas dyrektor techniczny. Gdy już byliśmy na obwodnicy, zajechał nam drogę samochód, z którego wysiedli esbecy, rzucili nas na maskę, skuli i powiedzieli, że zostaliśmy internowani.

Zawieziono nas do aresztu miejskiego w Świdnicy. Dużo później dowiedziałem się, że po południu do zakładu wpadło ZOMO (Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej – przyp. red.) i choć przestraszone kobiety, bo to one w większości montowały rozruszniki, płakały, strajk spacyfikowano, a nas internowano jako prowodyrów. Kiedy trafiliśmy do więzienia, w specyficzny sposób przywitali nas wszyscy klawisze: stali w szeregu, kiedy przechodziliśmy obok. Na końcu tego szeregu zobaczyłem mojego kolegę z liceum. Minę miał taką, jakby diabła zobaczył! Niczego nie dałem po sobie poznać, nie odezwałem się ani nie mrugnąłem okiem. Przyszedł do mnie o 2 w nocy i powiedział, że wszystkich mógłby się tutaj spodziewać, ale nie mnie.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *