Jak rodzą w Świdnicy?

Od lipca w całej Polsce przy porodzie można bezpłatnie korzystać ze znieczulenia zewnątrzoponowego. Za świadczenie zapłaci NFZ. Jednak większość pacjentek szpitala „Latawiec” wciąż rodzi w bólu. Jakie są tego powody?

Od lipca w całej Polsce przy porodzie można bezpłatnie korzystać ze znieczulenia zewnątrzoponowego. Za świadczenie zapłaci NFZ. Jednak większość pacjentek szpitala „Latawiec” wciąż rodzi w bólu. Jakie są tego powody?

 

 

Strach ma wielkie oczy

Kobiety często obawiają się zastrzyku w dolną część kręgosłupa. Wokół ZZO krąży bowiem wiele mitów. Przede wszystkim te mówiące o dużym bólu wywołanym przez grubą igłę, częściowym paraliżu czy wydłużeniu porodu. Mówi się też, że zastrzyk grozi uszkodzeniem rdzenia kręgowego.

Z rozwiązania takiego skorzystała świdniczanka Katarzyna Papaj, która bardzo sobie je chwali.

To był mój pierwszy poród, który w dodatku bardzo długo trwał. Po upływie kilku godzin, wciąż nie mogłam jeszcze przeć, a ból stawał się nie do zniesienia. Nie wyobrażam sobie co by mogło być później. Dlatego właśnie zdecydowałam się na znieczulenie zewnątrzoponowe. Podawano mi je w różnych dawkach co jakiś czas. Odczuwałam jedynie delikatny ból, cały czas będąc w pełni świadomości i w pełni ruchu. Wszystko odbywało się pod kontrolą. Zdecydowanie polecam – komentuje mama małej Oli.

 

Rodzą w bólu

Chociaż w świdnickiej placówce zdrowia znieczulenie od dawna było darmowe, to rzadko kiedy kobiety z niego korzystały. Choć w „Latawcu” przychodzi na świat miesięcznie ok. 100-120 dzieci, to jak przybliża doktor Zbigniew Kubiaczyk, z ZZO rodzi jedynie ok. 8 do 10 pań.

Decyzja o zastosowaniu tego rodzaju uśmierzacza bólu, zawsze była i jest podejmowana przez lekarza prowadzącego, po uwzględnieniu stanu zdrowia pacjentki, wskazań i przeciwwskazań. Jednak sam zastrzyk, w dolną część kręgosłupa, wykonywany jest kobietom przez anestezjologa. Jego nieobecność w popołudniowych godzinach powoduje, że niektóre panie choćby chciały, nie zostaną znieczulone. Problemu takiego z pewnością nie mają specjalistyczne jednostki, jak na przykład ta w Wałbrzychu, która ma swój oddział anestezjologii.

Jednocześnie dyrektor ds. lecznictwa dr Kubiaczyk przypomina, że są także inne metody złagodzenia bólu podczas porodu naturalnego.

Do dyspozycji mamy wannę do porodu w wodzie. Ta również nie cieszy się popularnością – przez trzy lata nie skorzystał z niej nikt – oraz podtlenek azotu, czyli tak zwany gaz rozweselający – przypomina.

 

Możliwe powikłania po ZZO

Wczesne: spadek ciśnienia krwi, przypadkowe nakłucie opony twardej, całkowite znieczulenie podpajęczynówkowe, zatrzymanie moczu, drżenia, nudności, wymioty.

Późne: bóle głowy związane z przypadkowym nakłuciem opony twardej (zespół popunkcyjny), krwiak lub ropień przestrzeni zewnątrzoponowej.

 

MM

{fcomment}

 

1 thought on “Jak rodzą w Świdnicy?

  1. ODDZIAŁ GINEKOLOGICZNO-POŁOŻNICZY. Relacja z mojego porodu, krótka i na temat. Rodziłam w grudniu 2018r. To był mój drugi poród za pomocą cesarskiego cięcia, ale o tym za chwilę. Byłam również 3 krotnie na oddziale patologii ciąży, na której panuje atmosfera bezprawia, braku szacunku dla kobiet, pogardy, nietolerancji, jak również wszechwładzy szczególnie wśród Pań pielęgniarek, tudzież położnych, które wydawałoby się postradały wszelkie rozumy, rządzą lekarzami i narzucają im swoją wolę. Parodia. Wszelkie próby rządzenia mną i traktowania jak „kupę mięsa” a nie pacjentkę z godnością, w moim przypadku spotkały się z absolutną dezaprobatą. Uczulam, iż niestety nie każda przyszła matka ma świadomość swoich praw i większość kobiet, choć cierpiąc to nie wyraża własnej suwerennej woli. W moim przypadku jedna z położnych, wskutek swoich zaniedbań (traktowania mnie bez godności i szacunku oraz odmówiwszy okazania mojego zapisu ktg, który notabene miała w ręce) odbyła rozmowę z lekarzem, który był wówczas na wieczornym dyżurze i niestety ku mojemu totalnemu zaskoczeniu bał się własnego cienia twierdząc, iż nie chciałby mieć problemów, wskutek tych szumów… Zastanawia mnie zatem fakt, kto na tym oddziale ma decydujące zdanie – lekarz czy dyżurna położna? Bardzo ciekawe, zaryzykuję stwierdzenie, iż niestety ta druga – tyczy się to bynajmniej oddziału ginekologii i patologii ciąży. Atmosfera, która tam panuje jest żenująca. Niech ktoś w końcu zrobi z tym porządek.
    Ponadto.
    Na przyjęciu na patologię, z powodu nieprawidłowości ktg lekarz usłyszawszy ode mnie, iż mam konfliktowe grupy krwi z mężem, tj. RH- matka, RH+ ojciec, poddaje pod dyskusje fakt, kto mógłby być ojcem mojego dziecka i zamiast skupić się na przeciwciałach, które są tutaj decydujace, zleca przede wszystkim moją grupę krwi a jako dodatek test coombsa, wyłącznie dlatego, iż oponowałam. Co z tego, skoro kolejna położna kilka chwil później przy poborze krwi pyta mnie, czy miałam już wykonywane te badania? Oczywiście, że miałam, bo z każdym kolejnym miesiącem było olbrzymie ryzyko. Ta jednak każe przynieść moje wyniki papierowe tych badań i podważa zdanie lekarskie, co robi? Pobiera krew na wszystkie inne rutynowe badania, pomijając test coombsa, powołując się na moje prywatne dokumenty – skandal!
    Następnego dnia, kiedy wychodzi to na jaw, lekarz na obchodzie wypiera się pewnych faktów w żywe oczy, bo całość jest kompromitująca.
    Jak się sytuacja skończyła? Po drodze ten sam lekarz w gabinecie przeprasza oficjalnie i zleca te badanie po raz wtóry. Pobrano mi drugi raz krew, czyli kolejne niepotrzebne wówczas wkłucie żylne i pobór krwi na przeciwciała w ewentualnym konflikcie serologicznym, które niestety otrzymuje kilka dni po porodzie do domu… Po co mi to było… :)? Tak to właśnie wyglądało.

    Samo cięcie cesarskie oraz zakopane pod ziemie powikłania popunkcyjne…
    Przy znieczuleniu podpajenczynówkowym, Pani anestezjolog z innego oddziału niestety wkuwała się dwukrotnie. Przypuszczam, że doszło do nadmiernego ubytku płynu mózgowo-rdzeniowego, NAKŁUCIA OPONY TWARDEJ, gdyż automatycznie podczas operacji zrobiło mi się słabo, co szybko zgłosiłam po czym otrzymałam rurką tlen do nosowo. Niestety w niespełna godzinę po zabiegu zaczęłam okropnie wymiotować, miałam okropne nudności, odczuwałam upiorny ból głowy, dysfunkcję całego organizmu drżenia (znieczulenie trzymało mnie nie do dwóch godzin tylko do 4). Oczywiście małolata z położnictwa próbowała wmówić mi, że to wskutek podnoszenia głowy. Bzdura. Ta sama małolata próbowała mnie po kilku godzinach od zabiegu (zabieg około 19:00 a incydent ok 6:00) zwalić z łóżka na kąpiel. Kiedy zaczęłam wymiotować i osunęłam się na łóżko wskutek zawrotów głowy, ta odroczyła temat twierdząc, iż nie chciałaby abym jej „omdlała w łazience”… ale nie przyszło jej do głowy, by wezwać lekarza. Przyniosła jedynie leki w kroplówce przeciw wymiotne. To nie wszystko, bowiem najgorsze miało dopiero nadejść. Zaczęłam mieć po 2 dniach problemy z oddawaniem moczu oraz nie do wytrzymania ból prawej strony klatki piersiowej oraz prawej kończyny. Był to paraliżujący ból, uniemożliwiający oddychanie, piekielny i nie do zniesienia. Powiedziałam o tym kolejnej tym razem miłej pielęgniarce (wyjątki się zdarzają), która rozsądnie stwierdziła, iż pacjentki monitorują te sprawy po znieczuleniu podpajenczynówkowym i jest to na pewno powikłanie. Oczywiście na obchodzie jeden z lekarzy zasugerował cytuję „oj proszę nie przesadzać, widziałem osobiście jak Pani wstawała do dziecka”. Proszę Pana z całym szacunkiem, która matka nie wstanie do swojego płaczącego dziecka, wymagającego opieki, nawet pomimo tego ekstramalnego bólu i dyskomfortu?? – Proszę Pana do pana się zwracam…? Raczej żadna… i chyba się Pan ze mną zgodzi.
    Bynajmniej ten lekarz zasądził, iż to objawy ewidentnego powikłania po punkcyjnego. Chwała mu za to… bo miałam takie uczucie, że każdy z nich próbuje sprawę zamieść pod dywan…
    Ordynator zlecił bloker domięśniowo i zastrzyki przeciwzakrzepowe. Dolegliwości co prawda ustąpiły, ale obecnie 3 miesiące po porodzie bóle powracają jak bumerang.
    Kolejna sprawa konfliktu serologicznego. Po kolejnej wizycie porannej usłyszałam, że jestem kwalifikowana do podanie globuliny antyD. W związku z powyższym chciałam wiedzieć na podstawie czego zostałam kwalifikowana? Usłyszałam na obchodzie od p. ordynatora, „iż najwidoczniej syn ma odczyn krwi po ojcu RH+, że laboratorium pilnuje mocno tych spraw”. Ok, pomimo, iż nie planuje 3-ciego dziecka zgodziłam się na iniekcję globuliny. Jakie było moje zdziwienie, gdy w wypisie nie miałam wyników syna grupy krwi i odczynu? Skierowałam się prosto do kierownika neonatologii i co usłyszałam? Iż nie badają rutynowo grupy krwi i mój syn na pewno tej grupy nie miał zbadanej 🙂 pozostawiam w takim razie innym poddanie przemyśleniu, dlaczego doktor – poniekąd głowa oddziału – wypowiada się o sprawach, co do których informacji nie potwierdził i nie zweryfikował ich a wydawałoby się będąc zaskoczony przez moją wnikliwość, opowiada rzeczy bez potwierdzenia czy też tylko przypuszczenia itp.? Bardzo ciekawe…
    Nadmieniam, iż ten sam lekarz, który stwierdził „ewidentne powikłania po punkcyjne” takowych w moim wypisie nie określił, zostały pominięte a nawet zatuszowane zwrotem „bez powikłań” pooperacyjnych. Ja to odbieram jako oszustwo. W wypisie odnotowano – Podano globulinę, natomiast w epikryzie tego samego wypisu nieco poniżej odnotowano, iż do podania globuliny nie kwalifikowano… 🙂 paradoks czy brak kompetencji?
    Uwaga sprawę z globuliną skorygowano listownie 2,5 miesiąca po porodzie. Nie zgłaszałam tego, ale pomimo tego otrzymałam kolejny wypis poprawiony o prawidłowe informacje i epikryzę dot. globuliny, ale nadal z informacją nieprawdziwą „BEZ POWIKŁAŃ” po znieczuleniu…
    Kontynuując.
    Poniekąd odetchnęłam w dniu wyjścia ze szpitala, niemniej byłam i w tym dniu świadkiem niemiłego zajścia. Pewna Pani położna poprosiła mnie, bym podeszła „do lady tam nieopodal i uzyskam niezbędne informacje” natomiast koleżanka po fachu, która równolegle zdaje się też prowadzi szkołę rodzenia za tą właśnie ladą podsłuchiwała naszą rozmowę i wypala do swojej koleżanki położnej „to nie sklep i nie lada!!!” stawiając mnie i tą Panią Bogu ducha winną w niekomfortowej sytuacji… Zero taktu. Na oddziale panuje grobowa atmosfera i brak koleżeństwa, która odbija się również na pacjentach.
    Ostatnia sprawa, bo „przecież to za mało” 10 dni po zabiegu przyjechałam na ściągnięcie szwów, proszę mi uwierzyć wracałam do domu pełna nadziei, ze już noga moja tam nie postąpi, ale co się okazało, że nawet to może być źródłem kolejnego problemu. Okazało się bowiem, ze dyżurujący wtedy lekarz siwy w kucyku nie usunął mi tego szwa w całości, pozostawiając jeden guzek nici! Musiałam jeszcze raz pojechać tam następnego dnia na izbę, by inny lekarz po nim to poprawił.

    Ludzie to jest żenujące!
    Takie oto mam wrażenia zarówno z pobytu na Oddziale Patologii, jak i Położnictwa!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *