Do pożaru jechali… sześć godzin

Skończyło się tylko na nerwach, ale aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby pożar się rozprzestrzenił. Mieszkanka Boleścina dopiero po ponad sześciu godzinach doczekała się przyjazdu straży pożarnej po wezwaniu do pożaru kilkadziesiąt metrów od jej domu…

 

Skończyło się tylko na nerwach, ale aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby pożar się rozprzestrzenił. Mieszkanka Boleścina dopiero po ponad sześciu godzinach doczekała się przyjazdu straży pożarnej po wezwaniu do pożaru kilkadziesiąt metrów od jej domu…

Dwa telefony

Katarzyna Kaczor zauważyła dym i ogień na nieuporządkowanej działce w pobliżu swojej posesji około godziny 15.00 we wtorek, 11 sierpnia. – Paliła się sterta chrustu, gałęzi, śmieci. Ogień nie był duży, ale wzmagający się wiatr go podsycał – tłumaczy mieszkanka Boleścina. O 15.28 zadzwoniła na straż pożarną w Świdnicy. Poprosiła o interwencję. – Usłyszałam, że strażacy mają teraz ważniejsze sprawy na głowie oraz żebym sama ustaliła, kto jest właścicielem terenu – mówi Katarzyna Kaczor. Zaskoczona odpowiedzią nie pozostało jej nic innego jak czekać na przyjazd strażaków i obserwowania, czy ogień nie zagraża jej oddalonemu o około 30 metrów domostwu. O 20.35 ponownie zadzwoniła na straż pożarną oraz poprosiła o pomoc sołtys wsi.

 

Przejechała OSP

W efekcie działań sołtys Darii Zakrockiej, kilka minut przed godziną 22.00, a więc ponad sześć godzin od pierwszego wezwania, na miejscu stawiły dwie jednostki Ochotniczych Straży Pożarnych z Grodziszcza i Lutomi. – Strażacy pracowali około czterdziestu minut. Ogień ugasili, przesypali ziemią teren. Przyznali, że ich przyjazd był konieczny, a ogień sam by nie zgasł – opowiada Katarzyna Kaczor.

 

Strażacy tłumaczą

Czy dyspozytor Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej zbagatelizował zgłoszenie? – Zgłoszenie zostało przyjęte, ocenione jako mniej poważne i ustawione w kolejce – mówi młodszy brygadier Jacek Kurczyński z Wydziału Operacyjno-Szkoleniowego KPPSP w Świdnicy. Jak tłumaczy, w tym czasie dyspozytor był zasypywany zgłoszeniami związanymi z szalejącą nad całym powiatem nawałnicą. Wiatr zrywał dachy, łamał drzewa, przewracał je na samochody… – W tym okresie mieliśmy około trzydziestu zgłoszeń dotyczących bardzo poważnych zdarzeń. Po przeprowadzeniu wywiadu dyżurny wiedział, że ma do czynienia z pożarem biomasy, który zwykle trwa długo, a akcja gaszenia jest czasochłonna. Dlatego też interwencja w Boleścinie cały czas była przesuwana w kolejce – mówi Jacek Kurczyński.

Strażacy przyznają jednak, że tak długie oczekiwania na ratowników jest niedopuszczalne i nie powinno się zdarzyć. – Rozumiem zaniepokojenie zgłaszającej. Mogę zapewnić, że w całej sytuacji nie było naszej złej woli i gdyby takie zgłoszenie wpłynęło do nas w zwykły dzień, sprawa zostałaby załatwiona od ręki – zapewnia Kurczyński.

Po naszej interwencji w KP PSP zlecono wewnętrzną kontrolę. Dodatkowo komendant powiatowy starszy brygadier Tomasz Szuszwalak wystosował wystąpienia i ustalenie właściciela działki, na której doszło do pożaru oraz zobowiązanie go o zabezpieczenie lub uprzątnięcie terenu.

(ram)

{fcomment}

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *