„Dawno przestałem oczekiwać czegokolwiek od ludzi”

Lekarze chcieli, aby po porodzie mama zostawiła go w szpitalu. Ona jednak wzięła Mariusza „pod pachę”, zaprowadziła do domu i powiedziała, że wychowa najlepiej jak potrafi. Dzisiaj może pękać z dumy. W osiągnięciu światowego sukcesu nie przeszkodził mu brak rąk. W ubiegłym roku został uhonorowany tytułem „Best Global Artist 2018″ w kategorii Realism Art. W ubiegłym tygodniu odebrał w Urzędzie Marszałkowskim nagrodę kulturalną Silesia. Dzisiaj w bardzo szczerej i osobistej rozmowie Mariusz Kędzierski z Rafałem Pawłowskim.

– Zastanawiam się czy nie powinienem wystąpić do Prezydenta Andrzeja Dudy o jedną, specjalną nagrodę.

– Za co?

– Za to, że jesteś osobą, która nigdy się nie poddała i cały czas idzie do przodu. Ta nagroda byłaby kumulacją wszystkich, które do tej pory otrzymałeś.

– Myślę, że wielu ludzi się nie poddaje w swojej drodze, że wielu ludzi ma swoją historię, swoje przeciwności i swoje doświadczenie życiowe. Myślę, że… że każdy zasługuje na taką nagrodę.

– Myślisz, że każdy kto się urodzi i jest w jakikolwiek sposób niepełnosprawny, od początku daje sobie radę, stawia sobie cele i do nich dąży? Czy jednak połowę życia traci na zamartwienie i walkę z psychiką?

– Na pewno bardzo dużo osób – choć nie uważam, że jest to kwestia niepełnosprawności, jeżeli mamy na myśli fizyczną i to, w jaki sposób sobie radzimy. Chociażby  w takich prostych aspektach, jak wiązanie sobie butów czy wdrapywanie się po schodach. To bardzo prozaiczne sprawy, ale jednak mieszczące się w ramach naszego życia. Znacznie trudniejsze są ograniczenia, które człowiek ma w głowie i one nie biorą się z naszej ułomności fizycznej, a niestety z tego, z jakich środowisk pochodzimy. Z tego, z jakimi sprawami musimy się mierzyć, naszą młodość i sprawy rodzinne. Wiele jest składowych, które ostatecznie decydują jacy jesteśmy w życiu i z czym musimy sobie poradzić.

– A którą niepełnosprawność łatwiej przezwyciężyć, tę psychiczną czy fizyczną?

– Myślę, że właśnie psychiczna, mentalna jest dużo trudniejsza do pokonania. Nie mówię tutaj o chorobach psychicznych, tylko o ograniczeniach – mówieniu o sobie. O pewnym głosie, który występuje nie tylko w nas, ale dociera też od innych osób. Głosie, który mówi „ty się nie nadajesz”.

– Ciebie od małego ograniczała tylko niepełnosprawność fizyczna? Czy z psychiczną też miałeś problemy?

– Nie, na szczęście nie i bardzo dużym plusem jest to, że ja pochodzę z małej miejscowości – Jaworzyny Śląskiej. Tam bardzo szybko wszyscy przyzwyczaili się do tego, że jest wśród nich taki ktoś, jak ja. Nawet jeśli pojawiał się ktoś nowy, kto musiał do tego przywyknąć, to nie stanowiło to większego problemu. Były to jednostkowe sytuacje, które w późniejszym czasie zostały w 100% załagodzone. Tak naprawdę nie za bardzo czułem to, że się różnię.

– Czytałem w wywiadach, które udzielałeś, że Ciebie również dotykały przykrości ze strony otoczenia.

– Tak, ale to przede wszystkim wtedy, kiedy wychodziłem poza to swoje otoczenie i dawałem innym, chcąc nie chcąc, zmierzenia się z moją niepełnosprawnością. Tak się w ogóle mówi, że jeżeli ktoś ma z czymś problem, to to jest jego problem. Ja tego bardzo długo nie wiedziałem i bardzo personalnie brałem te wszystkie spojrzenia i komentarze do siebie.

– Jesteś bardzo  pogodnym człowiekiem, bardzo otwarty, masz wielu znajomych, a ludzie widzą w Tobie Mariusza, a nie osobę, której chcą współczuć. Wydaje mi się, że niektórzy nawet  Ci  zazdroszczą. Chociażby talentu do rysowania czy właśnie takiego podejścia do życia.

– Jako osoba, która pracuje też z ludźmi, bo pracuję jako mówca motywacyjny, wspieram  też indywidualnie różne osoby. Wiem, że największe depresje skrywają się za najpiękniejszym uśmiechem. Tak jest również w moim przypadku. Mimo tego, że byłem zawsze uśmiechnięty, to jednak są rzeczy, które nie pozwalają spać.

– Zatem rysunek to była miłość czy ucieczka?

– To była terapia.

– Świadoma? Serce mówiło „rysuj”?

– Nie wiem, tak naprawdę nie potrafię tego zdefiniować. Na pewno z jednej strony sprawiało mi to w pewnym okresie przyjemność, z drugiej, jak się później okazało, stało się to moją pracą. Przede wszystkim, tak jak powiedziałeś, był pewien okres, kiedy to było jednak ucieczka.

– Która zaczęła się od narysowania Marilyn Monroe. Dlaczego właśnie ona?

– Była ikoną….

– Myślałem, że powiesz, że za uśmiech i za radzenie sobie ze słabościami, która ma każdy z nas, a szczególnie gwiazdy. Była wielka, ale tylko człowiekiem. Też miała swoje ułomności.

– Była osobą, która miała przede wszystkim depresję. Nigdy tak o tym nie pomyślałem, teraz mi na to otworzyłeś oczy. Faktycznie mogło być coś w tym takiego, że gdzieś przeciwności i ułomności mnie przyciągnęły.

– Szukałeś w niej trochę siebie?

– Nie wiem.

– Może nieświadomie nawet?

– Dokładnie, nawet bardzo nieświadomie. Teraz zacząłem o tym myśleć, faktycznie może coś w tym być. W każdym razie już w późniejszym etapie. Myślę, że nie szukałbym tutaj jakiś bardziej złożonych interpretacji. Po prostu była osobą i nadal jest, mimo, że nie ma jej już wśród nas, bardzo rozpoznawalną i dlatego postanowiłem ją narysować. Też po to, żeby ludzie patrząc na moje rysunki widzieli, że gdzieś to podobieństwo jest i że  warto mi zaufać. Nie tylko jako człowiekowi, ale też jako artyście. Oczywiście proces doskonalenia się nadal trwa.

– Czuję się niekomfortowo.

– Dlaczego?

– Patrząc na Twój dorobek i na to co robisz, teraz to ja czuję się trochę ułomny. Uwierz, że szczerze mówię teraz co czuję.

– Bardzo dużo ludzi tak czuje, ale mi nie o to chodzi. Mam nadzieję, że ta Twoja „ułomność” nie przynosi Ci żadnych negatywnych myśli, bo tego bym na pewno nie chciał. Nie chciałbym, abyś  poczuł się w jakikolwiek sposób gorszy, a właśnie zainspirowany.

– Mam mętlik w głowie. Żyję w pędzie,  w tym momencie rozmawiam z Tobą, za godzinę muszę gdzieś jechać. Zastanawiam się, dokąd zmierzam. Bo dokąd Ty chyba wiem.

– To znaczy?

– Że chcesz być  szczęśliwym i wciąż się realizować. Odnoszę wrażenie, że Ty już jesteś szczęśliwym człowiekiem. Czy jeszcze nie?

– Nie wiem. To jest bardzo złożone pojęcie. Wiele rzeczy składa się na szczęście człowieka. Można chyba powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Natomiast są rzeczy, które chciałbym lepiej i bardziej, bo jestem człowiekiem wrażliwym, który czuje głębiej, myśli więcej, widzi więcej, słyszy wyraźniej. Myślę, że to jest też moim utrapieniem.

– Dokąd zatem zmierza Mariusz Kędzierski? Oczywiście oprócz tego, że za ocean, bo wiem, że marzysz o Stanach Zjednoczonych.

– Powiem Ci jak już tam dotrę dokąd prowadziła ta droga (śmiech).

– No dobrze, wróćmy do rysunków. Zaczęło się od Marylin Monroe, a później to już były portrety bliskich i znajomych. Wiem, że ten wyjątkowy rysunek, który dla Ciebie ma szczególne znaczenie, to portret mamy.

– Tak. To był właściwie pierwszy portret, kiedy rysowałem kogoś bliskiego dla mnie. Do tego czasu to były zazwyczaj portrety gwiazd, osób znanych. Na początku chodziło o to, żeby złapać publiczność. Pokazać, że jestem dobry w tym co robię i zachęcić ludzi do tego, żeby u mnie zamawiali.

– Portret mamy wyszedł za pierwszy razem?

– Dzisiaj bym go zrobił zupełnie inaczej, ale myślę, że tak. Pamiętam, że w momencie, kiedy robiłem mamie zdjęcie, aby narysować jej portret, powiedziała do mnie „a wiesz, może nie teraz, zróbmy to później, bo ja jestem taka nieumalowana i nieuczesana”. Aa właśnie o to w tym chodziło. Chciałem pokazać mamę w tym portrecie jako człowieka, który dużo przeszedł, jak ja i inni ludzie. Mama zawsze była dla mnie inspiracją w tym, by pokonywać wiele ograniczeń. Kiedy się urodziłem mogła zostawić mnie w szpitalu. Tak, jak chcieli lekarze.

– Tak chcieli lekarze?

– Tak, naciskali ją bardzo. Przez ileś pierwszych godzin mama w ogóle mnie nie widziała, bo nie chcieli mnie pokazać. Nie wiedziała w ogóle co się stało, czy ta niepełnosprawność jest jakaś głębsza. Myślała, że może walczę o życie. Były takie czasy, jakie były i niestety sytuacja była wtedy bardzo ciężka. Moja mama pokazała, że mimo iż w domu nie było mężczyzny, to ona „miała jaja” i wzięła mnie pod pachę, zaprowadziła do domu i powiedziała, że wychowa mnie najlepiej jak potrafi. .

– Teraz to jestem ciekawy co czuje lekarz, który odbierał wtedy poród. Czy po przeczytaniu naszej rozmowy miałby odwagę przyjść, stanąć przed Tobą i powiedzieć „panie Mariuszu, pomyliłem się, ale niech mnie Pan narysuje”. Ty byś podjął się takiego wyzwania?

– Jeżeli potraktowałbym go jako zwykłego klienta, to tak. Natomiast nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi i ja rozumiem to, co się wtedy działo. Z jednej strony nie mogę się z tym kłócić, bo były takie czasy, jakie były. Oni też pewnie musieli zmienić pampersa po tym, jak mnie zobaczyli, bo mogę sobie tylko wyobrażać co mieli w głowie. I to przed samą rozmowę, jaką mieli przeprowadzać z moją mamą. Wierzę, że chcieli dobrze, tak czy inaczej.

– Musisz wierzyć. Inaczej byś zwariował.

– Tak, dokładnie, ale moja mama chciała jeszcze lepiej i dlatego wzięła mnie do domu i mnie wychowała.

– Chciałeś kiedyś zamienić ołówek na farby, na kredki?

– Do wszystkiego trzeba dorosnąć. Ludzie teraz mnie już znają z ołówka i to jest taka rzecz, która jest częścią mnie. Natomiast na farby przychodzi właśnie czas.

– Czyli to jeszcze przed Tobą?

– Malowałem dla klientów, ale nigdy tego nie pokazywałem co maluję, bo chciałem być spójny w tym co robię, zbudować sobie markę człowieka, który przede wszystkim rysuje, a nie maluje, ale przyszedł właśnie chyba taki moment, że dorosłem do tego, żeby zacząć to pokazywać.

– Myślisz, że dzisiaj, gdybyś był obie ręce rysowałbyś lepiej czy gorzej? Pytam, bo wydaje mi się, że przenosisz na papier jeszcze więcej niż ten, co tej niepełnosprawności nie ma, że rysujesz  całym sobą, dosłownie. Czy się mylę?

– Zadam Ci pytanie. Czy uważasz, że w momencie, kiedy miałbym ręce, w ogóle bym rysował?

– Myślę, że tak. W Twoich obrazach widzę nie tylko ucieczkę, ale widzę wielki talent.

– To chyba praca i talent. To nigdy nie jest tak, że jedno może żyć bez drugiego.

– Ciężko wyobrazić sobie kogoś, kto jest w Twojej sytuacji, to znaczy powiedzieć młodemu człowiekowi, który się rodzi bez rąk „maluj obrazy”. Odpowiedziałby, że to szaleństwo. Zapytałby „jak mam rysować czy malować, skoro nie mam rąk”. Więc na Twoje pytanie, czy byś malował obrazy, odpowiem tak, bo myślę, że jesteś do tego powołany bez względu na to czy masz ręce, dłonie, czy ich nie masz. Natomiast uważam, że malujesz lepiej niż ten, który je ma, bo malujesz sercem. Może się mylę, nie wiem, przekonaj mnie.

– Sztuka to przede wszystkim jest serce i to, co z człowieka wypływa, jaka by ona nie była. Czy jest to praca bardzo szczegółowa, taka jak ja robię, czy jest to abstrakcja, to wszystko jest interpretacją rzeczywistości danego człowieka. To jest jego część, jego duszy. Jeżeli tej duszy nie ma, to jest to bardzo szybko weryfikowane przez ludzi, przez rynek sztuki.

– To inaczej, wprost. Ile w każdej pracy jest Mariusza Kędzierskiego, a ile jest artysty?

– Jedno i drugie sto procent Jestem artystą, a artysta jest Mariuszem Kędzierskim.

– Tak, ale dzisiaj wielu artystów podchodzi do tego czysto zawodowo. Kto nie przyjdzie, kto nie stanie, tego namalują.

– To w takim razie, Mariusz Kędzierski.

– Oczywiście nie ujmuję Ci, że jesteś wielkim artystą, ale myślę, że 51% jest Mariusza Kędzierskiego, 49% artysty.

– Jest to praca Mariusza Kędzierskiego. Biorąc pod uwagę to, co powiedziałeś, ja nie podchodzę do swojej pracy stricte zawodowo. To jest moją pasją przede wszystkim.

– Odmówiłeś komuś namalowania portretu?

– Zdarzyło się.

– Dlaczego?

– Bo uważam, że pieniądze to nie wszystko, to po pierwsze. Bo coś nie było zgodne ze mną, bo uznałem, że nie zrobię tego wystarczająco dobrze, tak jak bym chciał.

– Mówisz o pieniądzach. Zapytam więc wprost – można z tego żyć?

– Ja z tego żyję. To jest moją pracą. Natomiast tak, jak powiedziałem nigdy się na pieniądzach nie skupiałem. Jak zaczynałem naście lat temu, to nie myślałem, że kiedykolwiek zarobię na tym chociażby złotówkę.

– Ile można na tym zarobić?

– Czasami naprawdę dużo.

– Kilka tysięcy, kilkanaście w miesiącu?

– To różnie, naprawdę. Zdarza się nawet i kilkadziesiąt.

– Inaczej, ile zapłacili najwięcej za pracę Mariusza Kędzierskiego, jeżeli to nie jest oczywiście objęte jakąś klauzulą poufności?

– Ostatnio padł rekord. Kilkanaście tysięcy złotych.

– Kobieta czy mężczyzna?

– Kobieta.

– Wolisz malować płeć piękną?

– Zdecydowanie.

– Powiedziałeś „zdecydowanie” i się uśmiechnąłeś?

– Bo to zależy właśnie od ludzkiego charakteru. W ogóle nie chcę dzielić na płeć, ale kobiety wydają się bardziej złożonymi osobami. To wszystko, czym ja się zajmuję, czyli również ta motywacja i praca z drugim człowiekiem, jest nieodzownym elementem mojej sztuki i to, że ja bardzo dużo analizuję osobowości różnych ludzi skłania mnie też do tego, żeby pracować jako artysta i na odwrót. Przez to, że rysuję, staram się też interpretować ich osobowości. Uważam, że mężczyźni na ogół są dużo mniej skomplikowani, jeżeli tak to mogę nazwać.

– Mów wprost. Facet jest prosty.

– Jest zero-jedynkowy. Jeżeli się coś facetowi powie to on to robi, albo tego nie robi.

– No tak i najczęściej mówią tzn. wydają nam polecenia kobiety….

– Z kobietami można zupełnie inaczej analizować pewne rzeczy. Zupełnie inaczej czują, zupełnie inaczej doświadczają. To jest wyższa szkoła magii.

– Mariusz Kędzierski – bardziej artysta, czy bardziej mówca?

– Ciężko jest powiedzieć.

– Co jest fajniejsze?

– Wszystko jest fajne. Gdyby to nie było fajne, gdyby to nie było dobre, potrzebne, nie sprawiałoby mi przyjemności, to któryś z tych elementów bym odrzucił.

– Kiedy jesteś mówcą to mówisz o sobie?

– Tak, przede wszystkim o sobie. O tym, co mnie w życiu spotkało i spotyka nadal.

– Jakie są reakcje ludzi?

– Ciekawe, bo wczoraj na przykład… Wczoraj, nie, w sobotę. Jestem ambasadorem projektu „Akademia przyszłości”, który ma pomagać dzieciakom z trudnych środowisk i rodzin. Byłem na rozpoczęciu „roku akademickiego”, które się odbyło na Uniwersytecie Wrocławskim w jednym z instytutów. Siedziało bardzo dużo dzieci ze swoimi opiekunami i, co ciekawe, wszyscy płakali. To było dla mnie takim bardzo dziwnym doświadczeniem, bo za chwilkę podeszła do mnie, po wystąpieniu, dziewczynka, która przytuliła mnie tak, że nawet jej przez chwilę nie zauważyłem. Powiedziała, że zawsze chciała mieć niepełnosprawnego kolegę i już ma, to było super. Czasami… w zasadzie nie czasami, zawsze podczas moich wystąpień dzieją się rzeczy niesamowite. Choćby to była jedna osoba, która podejdzie i powie coś takiego, że człowiekowi się nogi uginają, czasami jest to więcej osób, ale zawsze dzieje się coś takiego zupełnie magicznego, co potwierdza, że to wychodzenie do ludzi, wychodzenie na scenę, rozmawianie z nimi, niezależnie od tego, czy mówię dla kilku czy kilku tysięcy osób, to nie ma najmniejszego znaczenia. Ja po prostu wychodzę, bo wiem, że wśród nich może być choćby jedna osoba, która będzie tego potrzebować.

– Której pomożesz?

– Dokładnie.

– Mariusz Kędzierski płacze?

– Zdarza się, bardzo często.

– A ma do kogoś lub do czegoś pretensje? Do Boga, do życia, do osób?

– Nie. Jeśli mogę mieć do kogoś pretensje, to chyba tylko do siebie jeżeli gdzieś zrobię niewystarczająco dużo lub niewystarczająco dobrze pewne rzeczy. Jestem człowiekiem, który już dawno przestał oczekiwać czegokolwiek od ludzi. Nie wiem czy to jest dobrze, czy źle, ale dzięki temu od bardzo dawna nikt mnie nie rozczarował, a tylko mnie ludzie zaskakują.

– Ale chyba są sytuacje, w których i Ty potrzebujesz mieć kogoś obok siebie?

– Mam takie osoby. Mam moją dziewczynę, mam moją mamę, która mnie zawsze wspiera. To jest w ogóle najcudowniejsza osoba, jaka chodzi po tym świecie.

– Ma konkurencję w postaci dziewczyny.

– To żadna konkurencja.

– Uzupełniają się wzajemnie?

– Ani jedna, ani druga nie stanowi konkurencji, bo obie są na swój sposób dla mnie ważne.

– Kogo chcesz jeszcze narysować?

– Nie wiem.

– Myślisz, że już stworzyłeś już portret życia? Czy ten mamy już takim był?

– Stworzyłem póki co portret życia, za który dostałem nagrodę w Dubaju. To jest chyba na razie top moich topów, ale wierzę, że mogę iść jeszcze dalej.

– Czyli to nie był portret życia, skoro dostałeś nagrodę. Dla mnie portretem życia będzie ten, przy którym zapłaczesz i powiesz: tak to ten.

– Tamten był portretem życia pod względem technicznym. Ale jeśli chodzi Ci o taką więź emocjonalną z tą pracą, to myślę, że to jeszcze przede mną.

– Czyli na razie stworzyłeś portret życia artysty, ale portret Mariusza Kędzierskiego jako człowieka jeszcze przed Tobą.

– Chyba tak. Dokładnie, dobrze to ująłeś.

– I to będzie ktoś?

–  Nie wiem czy to będzie portret. Może to będzie jakaś inna praca.

– A ja Ci powiem, co to będzie. To będzie portret.

– Twój? (śmiech)

– Nie, nie mój. Ja się nie nadaję do tego, by być modelem. Wiesz co to będzie? Portret dziecka.

– Okej.

– Tak przypuszczam. Nie widzę przekonania w Twoich oczach.

– Nieokreślonego dziecka?

– Może, czy się mylę?

– Sugerujesz, że będę widział w tym dziecku siebie?

– Nie wiem. Takie mam przeczucie. Czasami intuicja mnie zawodzi, ale czasami podpowiada dobrze.

– Może to będzie moje dziecko?

– Myślę, że jesteśmy bliżej niż dalej.

– Kto wie.

– Wierzysz, że tak może być?

– Nie wykluczam. 

– Czuję, że mam rację, ale czas pokaże. Mariusz, co Cię dzisiaj ogranicza? W ogóle jest coś, co Cię ogranicza? Oczywiście wiesz co mam na myśli, ta rozmowa nie jest zero-jedynkowa…

– Jest jedna, jedyna rzecz. Doba.

– Tylko i wyłącznie?

– Tak.

– Widziałem wiele filmów z Tobą, Nie masz żadnych oporów, by usiąść na ulicy czy to w Stanach, Dubaju, czy w Świdnicy i malować. Nie potrzebujesz intymności i spokoju?

– Nie, absolutnie nie potrzebuję tego.

– Czyli im więcej osób tym lepiej Ci się maluje?

– Dokładnie tak. To nie jest tak, że rysunek to jest, powiedzmy, kawałek papieru, ołówek i ja nad tym, tylko moje prace. Myślę, że to dlatego mają one taką wartość i nie mówię tutaj w ogóle o wartości pieniężnej, tylko wartość taką, że ludzie chcą je oglądać mimo tego, że są to portrety konkretnych, losowych osób, których oni nie znają. Oni chcą je oglądać, bo wszystkie moje prace, które są w Internecie i które można zobaczyć na wystawach powstają na ulicy. Co jest piękniejszego w tych pracach? Właśnie to, że zawierają nie tylko mnie, ale również osoby, które spotykam, bo podczas mojej pracy podchodzą do mnie ludzie i rozmawiają ze mną na różne tematy. Jedni mają problemy, inni chcą się podzielić czymś dobrym. Zawsze się otwierają i to jest niesamowite, że ja nawet nie muszę mówić, że jestem mówcą czy pomagam ludziom w jakiś tam sposób. Po prostu rysuję, a oni na tyle nabierają do mnie zaufania, że otwierają się i to wszystko, te dziesiątki tysięcy ludzi, których spotkałem na swojej drodze, są w moich pracach.

– Powiem Ci dlaczego zadałem to pytanie. Miało podtekst i było prowokacyjne. Zastanawiam się czy nie jesteś trochę gwiazdorem.

– To znaczy?

– Showman’em.

– Może.

– Poznałem Cię w kilku sytuacjach i widziałem, że masz bardzo ciętą ripostę, jesteś cholernie inteligentny, masz duże poczucie humoru, a przede wszystkim masz bardzo duży dystans do życia. I zastanawiam się właśnie, czy z drugiej strony nie starasz się na tej ulicy błyszczeć, ale tylko i wyłącznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

– Błyszczę przede wszystkim swoją pracą i mam tego świadomość. Wiem, że przyciągam ludzi i że interesuje ich to, co robię. Jeżeli miałbyś okazję zobaczyć, jak taka sytuacja wygląda, to nigdy nie jest tak, że ja kogokolwiek zaczepiam. Nigdy nie przyciągam wzrokiem, nigdy nie prowokuję ludzi, żeby podchodzili do mnie. To oni sami do mnie podchodzą.

– Wiesz, kiedy zrozumiałem, że jesteś facetem, który jaja większe, niż niejeden kark? Gdy staliśmy razem i obok nas stał nasz wspólny znajomy z psem. Nie wiem czy pamiętasz, podeszła dziewczyna pytając, czy on gryzie, a Ty powiedziałeś „tak, zobacz, ręce odgryza”. Rozbawiłeś wszystkich. Wtedy zrozumiałem, że jesteś człowiekiem, który ma to, czego się nie kupi za żadne pieniądze.

– Ale tego też trzeba było się nauczyć.

– Wtedy przez chwilę zastanawiałem się czy to nie była właśnie ucieczka. Ale przecież ta dziewczyna nie do Ciebie mówiła.  Nie musiałaś się więc „bronić”. To Ty wręcz zwróciłeś na siebie uwagę. Ona patrzyła na psa.

– To wymaga pewnej siły, żeby mówić o pewnych rzeczach w sposób prześmiewczy, żeby to było żartem. Mało tego, żeby wychodzić z tym, tak jak zauważyłeś i obracać coś, co do mnie trafia. Co mi pozostaje, jak tylko śmiać się z tego?

– Pozostaje Ci jeszcze podbić cały świat. Słyszałem, że planujesz nam z Polski za ocean. To prawda?

– Za jakiś czas jest taki plan. Nie wiem kiedy to nastąpi tak naprawdę, bo na każdy etap w życiu człowiek musi być gotowy.

– Nie ma w Polsce osób, które można narysować?

– Zupełnie nie o to chodzi.

– Otoczenie, powietrze? Możliwości? Pieniądze?

– Możliwości, nie pieniądze. Pieniądze nie są dla mnie ważne. Chodzi mi tylko o to, żebym miał na jedzenie, dach nad głową i żebym miał jak się przemieszczać.

– A czego Ci brakuje dzisiaj do szczęścia?

– Wiesz co…

– Nie wierzę, że jakiejkolwiek nagrody, bo na te brakuje już Ci półek.

– No to może właśnie kolejnej półki. (śmiech)

– A tak, by być spełnionym w 100%?

– Chcę przede wszystkim dotrzeć do jak największej ilości ludzi.

– To ja Ci w tym pomogę. Ten wywiad przeczyta wiele osób.

– Czyli Dolny Śląsk już mamy (śmiech).  Pora na resztę, inne tereny i inne miejsca. To jest moje marzenie.

– Inne światy i kontynenty. To znaczy inne państwa i kontynenty.

– Kto wie, może inne światy.

– A czego powinienem Ci życzyć?

– Przede wszystkim siły, żebym się nie wypalił.

– Myślę, że masz jej bardzo dużo. Masz więcej siły niż ja, uwierz mi.

– Być może, ani tego nie neguję, ani nie przytakuję. Ale chodzi o to, żebym zawsze chciał robić to co robię. Żebym nigdy się nie poddał i żeby ta myśl, żeby zainspirować jak najwięcej ludzi, dotrzeć do nich i pomóc tym, którzy tej pomocy nie mają tak jak ja kiedyś nie miałem, we mnie była. Pamiętam takie czasy, kiedy chodziłem do szkoły, bardzo rzadko, o ile w ogóle pojawiał się ktoś, kto w jakikolwiek sposób nam pomógł. Nie było spotkań z ciekawymi ludźmi, którzy czegoś doświadczyli. Były spotkania naukowe, przyjechał ktoś z muzeum czy innych instytucji natomiast nie pamiętam, żeby było spotkanie z kimś, kto by do nas przyszedł i porozmawiał. Nawet jeżeli przychodził ktoś z jakiejś terapii uzależnień, to mówił „tym i tym możecie się uzależnić”. Nigdy nie powiedział nikt, że jesteśmy dobrzy, żebyśmy to zostawili, bo zrujnuje nam to życie. Nie było takiej osoby, a wielu ludzi tego potrzebuje. Ostatnio poznałem panią, która jest Peruwianką, jej ojciec był bardzo wpływowym politykiem, przyjaźnił się m.in. z prezydentem Stanów Zjednoczonych, był Ambasadorem Peru w kilku krajach, właśnie m.in. w Stanach. Kobieta generalnie mogłaby spać na pieniądzach, mogłaby nic nie robić do końca życia, bo jej ojciec miał tego tyle. A ona co robi? Ona ratuje dzieci. Przez ostatnich 36 lat uratowała ponad 30 tysięcy dzieci, które żyją na ulicach Peru, głównie Limy, od narkotyków, od prostytucji. Robiły cokolwiek, byle tylko przeżyć. Płaci z własnej kieszeni, nie ma żadnych dotacji, 30 tysięcy dolarów miesięcznie – tyle kosztuje utrzymanie tego typu ośrodka, opłacenie specjalistów, psychologów, terapeutów. W ogóle zapłacenie rachunków za jedzenie. Taka osoba jak ona, taka osoba jak ja – co prawda ja nie wydaję na to zbyt dużo, ale daję siebie – i inne osoby, które robią coś podobnego jak my, są potrzebne na tym świecie. Możesz nawet nie wiedzieć, że za tą ścianą mieszka ktoś, kto tej pomocy potrzebuje, kto pięć razy w życiu może usłyszeć, że jest beznadziejny i on będzie myślał, czy to jest prawdą. Będzie się zastanawiał, aż w końcu zrobi coś głupiego. Takich osób jest dużo niezależnie od tego, gdzie mieszkamy. Czy te osoby mają pieniądze, czy ich nie mają. Czy są głodne, czy nie są. Jakakolwiek jest ich sytuacja. Poznałem też chłopaka, który miał 12 lat i jest z Nigerii. Z bardzo dużego miasta, ale z bardzo ubogiej dzielnicy, totalne slumsy. Wymyślił sobie kilka lat temu, że on nauczy się rysować, żeby sprzedawać swoje prace i wykarmić to społeczeństwo i tak robi. Niedawno rysował prezydenta Francji nie mając pojęcia kim jest ten człowiek. Dopiero w połowie rysowania się dowiedział. To są takie niesamowite historie wśród tego całego pędu i tych wszystkich złych rzeczy, które dzieją się dookoła. To są ludzie, którzy chcą robić dobro, bo dobro nie istnieje jako takie, je trzeba zrobić. Tak samo jak maszyny, różne fabryki produkują inne rzeczy, tak dobro też się produkuje.

– Odkrywam w Tobie trzecią postać. Po artyście i mówcy dodatkowo „misjonarza”. Odnoszę nosić wrażenie, że idziesz przez życie z jakąś misją.

– Przede wszystkim i to jest ta część, która jest Mariuszem Kędzierskim, która chce pomóc. Chce pomagać, dlatego jeżdżę po szkołach, robię różne zajęcia, pokazuję co robię, bo jest wiele dzieciaków, które nie mają nadziei. I to nie dlatego, że ten świat nie ma możliwości, bo ma przeogromne. Znacznie większe, nić były chociaż 100 lat temu.

– Tylko nie potrafią ich pozytywnie wykorzystywać.

– Dokładnie tak.

– Chciałbym na koniec od Ciebie jasnej deklaracji, że minimum raz do roku, jak nie przyjedziesz, bo będziesz gdzieś bardzo daleko, to chociaż zadzwonisz albo wyślesz maila, że u Ciebie wszystko w porządku i dalej jesteś szczęśliwym człowiekiem.

– Obiecuję.

[Best_Wordpress_Gallery id=”31″ gal_title=”Mariusz Kędzierski”] [Best_Wordpress_Gallery id=”32″ gal_title=”Mariusz Kędzierski (prace)”]

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *