Bez punktów, ale z podniesioną głową
Blisko sprawienia niespodzianki byli piłkarze ręczni ŚKPR-u Świdnica w wyjazdowym meczu z KSSPR Końskie. Porażka trzema bramkami na parkiecie rywala, który dziewięć ostatnich sezonów kończył w pierwszej szóstce I ligi ujmy nie przynosi, ale pozostał niedosyt.
KSSPR Końskie – ŚKPR Świdnica 27:24 (12:14)
Przebieg meczu: 5′ 2:2, 10′ 6:6, 15′ 8:8, 20′ 11:10, 25′ 12:12, 30′ 12:14, 35′ 14:17, 40′ 17:17, 45′ 19:18, 50′ 21:20, 55′ 25:22, 60′ 27:24
KSSPR Końskie: Wnuk – Matyjasik 7, Smołuch 7, Jakubowski 5, Maleszak 5, Sękowski 1, Rurarz 1, T. Napierała 1, Bernacki, M. Napierała, Szot
Kary: 6 minut
Karne: 5/1
ŚKPR: Prus, Wasilewicz – Borszowski 6, Cegłowski 6, K. Rogaczewski 4, Brygier 3, Piędziak 2, P. Kijek 1, W. Makowiejew 1, P. Rogaczewski 1, Chaber, Lasak, D. Kijek
Kary: 14 minut
Karne: 4/4
Była to dziewiąta konfrontacja Szarych Wilków z Koniami. Siedem z poprzednich ośmiu meczów kończyło się zwycięstwem przeciwnika, a raz był remis. W sobotę podopieczni Grzegorza Garbacza byli naprawdę blisko pokonania ekipy z Końskich.
– Możemy być źli sami na siebie. Nie wykorzystaliśmy kilku stuprocentowych sytuacji i to zaważyło na wyniku. Zagraliśmy jednak bardzo dobre zawody, każdy dał z siebie sto procent, każdy dołożył swoją cegiełkę. Udowodniliśmy, że choć jesteśmy beniaminkiem, to każdy musi się z nami liczyć i walczymy jak równy z równym z czołowym zespołem w lidze. Końskie są zresztą w naszym zasięgu. Jeśli u siebie zagramy równie dobrze jesteśmy w stanie z nimi wygrać – mówił po meczu Andrzej Brygier, najbardziej doświadczony gracz ŚKPR-u.
Po pierwszej, bardzo wyrównanej połowie świdniczanie prowadzili 14:12, a po zmianie stron odskoczyli nawet na cztery bramki – w 34. minucie po trafieniu Konrada Cegłowskiego na tablicy wyników było 17:13. Kluczowy dla losów spotkania okazał się fragment między 39 i 48 minutą. W tym okresie aż trzy dwuminutowe kary otrzymał Piotr Kijek. Tym samym lider świdnickiej drużyny musiał opuścić boisko, a bez niego ŚKPR-owi grało się bardzo trudno. W bramce nieprawdopodobnymi interwencjami popisywał się Tomasz Wasilewicz. „Misiek” został wybrany najlepszym zawodnikiem drużyny, ale nie był w stanie zapobiec przegranej 24:27.
Szare Wilki mogły jednak opuszczać parkiet z podniesionymi głowami. Na tle bardzo wymagającego przeciwnika zespół udowodnił, że jest dobrze przygotowany do sezonu i jest w stanie dotrzymać kroku najlepszym. Za tydzień poprzeczka znów będzie zawieszona bardzo wysoko, bo do Świdnicy przyjedzie lider – AZS AWF Biała Podlaska. To jedyna drużyna w lidze, która ma na koncie komplet dziewięciu punktów.